W buddyzmie jednak naucza się o składnikach, zwanych dharmami.PiotrP pisze:Skupmy sie na tym a nie na fotonach itd
Pozdrawiam
/M
Moderatorzy: kunzang, Har-Dao, iwanxxx
W buddyzmie jednak naucza się o składnikach, zwanych dharmami.PiotrP pisze:Skupmy sie na tym a nie na fotonach itd
to są późniejsze teorie. Chociaż masz rację, że to jest buddyzm. Tylko nie jestem pewien, czy o to chodziło Błogosławionemu.W buddyzmie jednak naucza się o składnikach, zwanych dharmami.
Chodzi Ci, ze dharma jako skladnik bytu nie byl nauczany przez Blogoslawionego i jest to pozniejsza teoria?piotr pisze:to są późniejsze teorie. Chociaż masz rację, że to jest buddyzm. Tylko nie jestem pewien, czy o to chodziło Błogosławionemu.W buddyzmie jednak naucza się o składnikach, zwanych dharmami.
chodzi mi o to, że przez wiele wieków, poprzez przesunięcia akcentów w pewnych miejscach, rozkwit nowej, jeszcze niespisanej wtedy, "literatury", itd., itd. pojawiły się w kręgach buddyjskich chęci do kompletnego i logicznego opisania świata. Stąd się wzięły różne teorie na temat dhamm, które tworzyły konflikty a w konsekwencji wczesne szkoły buddyjskie. Zamiast stosować Dhammę (tą przez duże D) jako metodę, zaczęto korzystać z niej jako doktryny (chociażby tu masz przesunięcie akcentu). A jaka była intencja Przebudzonego, żeby nauczać to jasno pokazał dwa posty wyżej PiotrP.Chodzi Ci, ze dharma jako skladnik bytu nie byl nauczany przez Blogoslawionego i jest to pozniejsza teoria?
Jestem ciekaw, czy wiesz w jakim kontekście to sformułowanie pojawia się w suttach? Swoją drogą anattā jako cecha (lakkhaṇa) pojawia się w tekstach gdzieś dopiero w komentarzach, których nawet ortodoksi nie uznają za autorytatywne, jeśli są sprzeczne ze słowami Błogosławionego. W suttach o cechach rzeczywistości się milczy, a o anattā, wraz z anicca i dukkha mówi się tylko jako o rodzaju percepcji (sañña)—więc znowu mamy pewną zmianę akcentu. Co jest dosyć znaczące, jeśli rozumie się Dhammę jako metodę prowadzącą do zakończenia cierpienia:(por 3-cecha: "Wszystkie dharmy sa anatman".)
zgadza się. Np. pytania: ile trwa taka dhamma, która jest elementem rzeczywistości, albo czy dhamma przestaje istnieć gdy przemija, albo czy dhammy wogóle istnieją, czy mają jakąś wewnętrzną naturę—to są pytania których nie znajdziesz we wczesnych dyskursach (a tym bardziej odpowiedzi na nie), a które były przedmiotem nieporozumień, sporów i dociekań w późniejszych wiekach.Napisałeś iż nauki o dhammach (nie Dhammie) to późniejszy wynalazek, ale to się chyba nie zgadza?
no nie wiem, nie wiem. Czy Bodhidharma odpowiadał na potrzeby cesarza Wu? Chyba nie.Podobna sprawa z rozwojem miała miejsce np. w Chinach, gdzie buddyzm z Indii spotkał Taoizm i Konfucjanizm i jakoś trzeba było się dogadać i odpowiedzieć na ludzkie potrzeby.
Ale Piotruś, buddyzm szkól np. widżnianawady czy madhjamaki dotarł do Chin na długo przed Bodhidharmą. (teraz sie tak wymądrzam bo sobie tej historii u Zotz'a poczytałem :> na marginesie - naprawde ciekawa pozycja. Na marginesie, postac Bodhidharmy jest historycznie jak to mówia - dyskusyjna ). Nim Bodhidharma do tych Chin dotarł, buddyzm zarówno znany jako hinajana jak i mahajana zdążył się już wygodnie umościć w konfucjańsko-taoistycznej mentalności, a poruszając sprawy nietrwałości i zmienności wszystkiego tłumaczył kryzys społeczno-gospodarczy, co do którego Konfucjanizm okazał się np. nieskuteczny.piotr pisze:Cześć Booker,
no nie wiem, nie wiem. Czy Bodhidharma odpowiadał na potrzeby cesarza Wu? Chyba nie.Podobna sprawa z rozwojem miała miejsce np. w Chinach, gdzie buddyzm z Indii spotkał Taoizm i Konfucjanizm i jakoś trzeba było się dogadać i odpowiedzieć na ludzkie potrzeby.
No cóz - tak mamy zapisane w kanonie. Aczkolwiek w sumie już moment śmierci Błogosławionego rozpoczał proces modyfikacji jego nauczania.piotr pisze: A Błogosławiony na samym początku niezbyt pozytywnie był nastawiony do nauczania Metody—z powodu trudności zrozumienia jej przez zwykłego człowieka pochłoniętego doczesnością. Innymi słowy nie widział sensu w nauczaniu czegoś, czego ludzie by i tak nie zrozumieli.
Czy tylko cierpienie powstaje w taki sposób?Piotr pisze:Zależne Współpowstawanie jest egzemplifikacją ogólnej zasady warunkowania (idappaccayatā), pokazującą jak powstaje cierpienie, a nie np. tego jak zachowują się fotony.
możliwe, że wszystko powstaje na warunkach. Tylko jeśli Metoda Buddhy dotyczy cierpienia, jego powstawania, zatrzymania i ścieżki prowadzącej do tego, to reszta jest tymi liścmi, które są w lesie, a nie w dłoni Błogosławionego—czytaj: są to kompletnie niepotrzebne rzeczy.Czy tylko cierpienie powstaje w taki sposób?
W ówczesnych Chinach musiał być obecny jakiś rodzaj buddyzmu, skoro cesarz Wu go praktykował. Mi chodzi o to, że jeśli ktoś twierdzi, że strategią tych ludzi, którzy przenosili nauki buddyjskie było "dostosowywanie się do istniejących warunków" (cokolwiek to znaczy, bo to stwierdzenie można dowolnie interpretować i jest raczej rozpoczęciem dyskursu a nie stwierdzeniem faktu, po którym następuje cisza), to co z Bodhidharmą? Nawet jeśli jego historia jest mitem (w znaczeniu o którym pisałem w innym wątku), to co ona mówi? Jakie jest jej właściwie znaczenie?Ale Piotruś, buddyzm szkól np. widzianawady czy madhjamaki dotarł do Chin na długo przed Bodhidharmą. (teraz sie tak wymądrzam bo sobie tej historii u Zotz'a poczytałem :> na marginesie - naprawde ciekawa pozycja. Na marginesie, postac Bodhidharmy jest historycznie jak to mówia - dyskusyjna ).
Zgadzam się jeżeli mówimy wąsko tylko o powstaniu cierpienia, zatrzymaniu go i ścieżce i osobie, która tylko do tego ogranicza Dharmę, co jest zgodne z intencją Buddhy, prawda.piotr pisze:możliwe, że wszystko powstaje na warunkach. Tylko jeśli Metoda Buddhy dotyczy cierpienia, jego powstawania, zatrzymania i ścieżki prowadzącej do tego, to reszta jest tymi liścmi, które są w lesie, a nie w dłoni Błogosławionego—czytaj: są to kompletnie niepotrzebne rzeczy.Czy tylko cierpienie powstaje w taki sposób?
To nawet trudno powiedzieć, czy to była strategia. Po prostu uważano, ze tak jest. Że Budda obdażony jest darem zręcznych środków, i wykłada Metodę odpowiednio do potrzeb istot, na co dowodem miały być przeróżne Sutry. W sumie to wielu Chińczyków odbywało długie studia w ówczesnie prężnie działajacych ośrodkach buddyjskich w Indiach, a nastepnie powracano ze stertą Sutr, z których te, które uważano za najistotniejsze, tłumaczono na Chiński, co również dawało czasem ciekawe rezultaty -np. czasem Sutry w pali/sanksrycie a w j.chińskim, a tych samych tytułach, mają rózne treści Uwarunkowania religijne i językowe grały tutaj pierwsze skrzypce.Piotr pisze: W ówczesnych Chinach musiał być obecny jakiś rodzaj buddyzmu, skoro cesarz Wu, go praktykował. Mi chodzi o to, że jeśli ktoś twierdzi, że strategią tych ludzi, którzy przenosili nauki buddyjskie było "dostosowywanie się do istniejących warunków" (cokolwiek to znaczy, bo to stwierdzenie można dowolnie interpretować i jest raczej rozpoczęciem dyskursu a nie stwierdzeniem faktu, po którym następuje cisza), to co z Bodhidharmą?
Piotr pisze: Nawet jeśli jego historia jest mitem (w znaczeniu o którym pisałem w innym wątku), to co ona mówi? Jakie jest jej właściwie znaczenie?
Cóż, o to chyba należało by zapytać mistrza Chan.
Oczywiście, dobre pytaniePiotr pisze: Ostatnio się spotkałem z taką tezą, że szkoły buddyjskie zniknęły z półwyspu indyjskiego na wiele wieków, nie dlatego, że muzułmanie zrobili najazd i wszystko wycięli w pień, ale dlatego, że z biegiem czasu cały ruch buddyjski w tym rejonie stał się właściwie nieodróżnialny od ruchu, nazwijmy go, hinduistycznego. Nie wiem czy tak faktycznie było, ale pewne poszlaki archeologiczne wskazują na stopniowe upodabnianie się chociażby sztuki buddyjskiej do sztuki hinduistycznej. Zatem, jeśli to miałoby być "dostosowywanie się do istniejących warunków", to czy jest to zaleta? Jeśli tak, to dlaczego w Indiach buddyzm od wielu wieków jest właściwie nieobecny?
no i to jest, mówiąc delikatnie, kolejna zmiana akcentu w znaczeniu. Bo zwykło się tłumaczyć np. sprzeczne nauki właśnie tzw. "zręcznymi środkami". Ale co tak właściwie "zręczne środki" mogły znaczyć w najwcześniejszych naukach, jest mało ważne, bo niewiele da się tym usprawiedliwić.To nawet trudno powiedzieć, czy to była strategia. Po prostu uważano, ze tak jest. Że Budda obdażony jest darem zręcznych środków, i wykłada Metodę odpowiednio do potrzeb istot, na co dowodem miały być przeróżne Sutry.
Fakt, czasem wychodziły śmieszne rzeczy, ale to nie jest tak, że to są kompletne bzdury. Jest paru bhikkhów, którzy przy badaniu tekstów w pāḷi często się odnoszą do pism pokrewnych zapisanych w chińskim i cały proceder jest bardzo owocny.W sumie to wielu Chińczyków odbywało długie studia w ówczesnie prężnie działajacych ośrodkach buddyjskich w Indiach, a nastepnie powracano ze stertą Sutr, z których te, które uważano za najistotniejsze, tłumaczono na Chiński, co również dawało czasem ciekawe rezultaty -np. prostu Sutry w sanksrycie i w j.chińskim, o tych samych nazwach mają rózne treści Uwarunkowania religijne i uwarunkowania językowe grały tutaj pierwsze skrzypce.
Zgodnie z tym powinniśmy przestać rozmawiać o Dhammie, bo nie ma Buddhy.Cóż, o to chyba należało by zapytać mistrza Chan.
Ale mi nie o to chodzi. Mi chodzi o to, że moneta zwykle ma dwie strony. A często bywa tak, że widzi się tylko jedną—akurat tą która pasuje. Mówiąc już wprost: gdy ludzie przenoszą coś nowego, to myślą o przystosowywaniu. A gdy to coś już staje się zaszczepione, to chcą to utrzymywać takim jakim było. I to jest problem z którym trzeba się zmierzyć, a nie z tym, że Buddha żył 2500 lat temu.Zapytajmy dlaczego buddyzm z Tajlandii, Tybetu, Chin, Koreii, Japonii itd. tak interesuje Europę i Amerykę?
Nie dam sobie głowy uciąć, ale parę razy czytałem to chyba na stronach DD i w jakiś innych miejscach.Nie wiem, co z tymi buddyzmem w Indiach (może u Zotz'a coś będzie powiedziane). Może dlatego, że po prostu już nikogo to nie interesiło? Najazdy i niszczenie ośrodków przez muzułmanów uważa się za fakt, ale czy za decydujący czynnik wygaszenia buddyzmu w Indiach?
Ta teza ma już swoje lata /zetknąłem się z nią kilka lat temu/ i wydaje mi się wysoce prawdopodobną... natomiast najazd muzułmanów mógł być gwoździem do trumny.piotr pisze:Ostatnio się spotkałem z taką tezą, że szkoły buddyjskie zniknęły z półwyspu indyjskiego na wiele wieków, nie dlatego, że muzułmanie zrobili najazd i wszystko wycięli w pień, ale dlatego, że z biegiem czasu cały ruch buddyjski w tym rejonie stał się właściwie nieodróżnialny od ruchu, nazwijmy go, hinduistycznego.
piotr pisze:co z Bodhidharmą? Nawet jeśli jego historia jest mitem (w znaczeniu o którym pisałem w innym wątku), to co ona mówi? Jakie jest jej właściwie znaczenie?
Obawiam się, booker, że to Ciebie o to mistrz Chan wkrótce może spytać a nie odwrotnie.booker pisze:Cóż, o to chyba należało by zapytać mistrza Chan.
Może zacznijmy od tego, że chyba w ogóle nie było czegoś takiego, jak termin "zręczne środki" z ust Bogosławionego, jednak nie wykładał każdemu Metody tak samo, prawda?piotr pisze:Cześć Booker,
no i to jest, mówiąc delikatnie, kolejna zmiana akcentu w znaczeniu. Bo zwykło się tłumaczyć np. sprzeczne nauki właśnie tzw. "zręcznymi środkami". Ale co tak właściwie "zręczne środki" mogły znaczyć w najwcześniejszych naukach, jest mało ważne, bo niewiele da się tym usprawiedliwić.To nawet trudno powiedzieć, czy to była strategia. Po prostu uważano, ze tak jest. Że Budda obdażony jest darem zręcznych środków, i wykłada Metodę odpowiednio do potrzeb istot, na co dowodem miały być przeróżne Sutry.
Dobrze słyszećPiotr pisze:Fakt, czasem wychodziły śmieszne rzeczy, ale to nie jest tak, że to są kompletne bzdury. Jest paru bhikkhów, którzy przy badaniu tekstów w pāḷi często się odnoszą do pism pokrewnych zapisanych w chińskim i cały proceder jest bardzo owocny.W sumie to wielu Chińczyków odbywało długie studia w ówczesnie prężnie działajacych ośrodkach buddyjskich w Indiach, a nastepnie powracano ze stertą Sutr, z których te, które uważano za najistotniejsze, tłumaczono na Chiński, co również dawało czasem ciekawe rezultaty -np. prostu Sutry w sanksrycie i w j.chińskim, o tych samych nazwach mają rózne treści Uwarunkowania religijne i uwarunkowania językowe grały tutaj pierwsze skrzypce.
Chodziło mi o to, iż Chan da Ci odpowiedź (i to pewnie nie jedną) co do tego, dlaczego Bodhidharma przybył do Chin.Piotr pisze:Zgodnie z tym powinniśmy przestać rozmawiać o Dhammie, bo nie ma Buddhy.Cóż, o to chyba należało by zapytać mistrza Chan.
Oczywiście i myślą o przystosowaniu, ale też drugą stroną monety może okazać się koniecznośc przystosowania, jeżeli chcesz przenieść swoją naukę na inny grunt kulturowo-religijno-językowy. Zotz wspomina o problemie lingwistycznym, np. terminy sanskryckie były precyzyjne a chińskie ogólne, i był problem z przetłumaczeniem o co w sumie tu i tam była mowa. Więc jakoś musiano sobie z tym poradzić. Podobny zresztą problem Zotz wykazuje w recepcji buddyzmu w Europie, gdzie opinie o buddyzmie, filtrowane uwarunkowaniami mentalnymi zachodnich interpretatorów, dawały, patrząc z obecnego punktu widzenia, w większości pokraczne wnioski.Piotr pisze:Ale mi nie o to chodzi. Mi chodzi o to, że moneta zwykle ma dwie strony. A często bywa tak, że widzi się tylko jedną—akurat tą która pasuje. Mówiąc już wprost: gdy ludzie przenoszą coś nowego, to myślą o przystosowywaniu. A gdy to coś już staje się zaszczepione, to chcą to utrzymywać takim jakim było. I to jest problem z którym trzeba się zmierzyć, a nie z tym, że Buddha żył 2500 lat temu.Zapytajmy dlaczego buddyzm z Tajlandii, Tybetu, Chin, Koreii, Japonii itd. tak interesuje Europę i Amerykę?
Chodziło mi, skoro pytanie jest o sens buddyzmu Chan, to sugerowałem zapytać o to mistrza Chan. W końcu pytanie o istotę znaczenia, to jest ważne pytanie.iwanxxx pisze:piotr pisze:co z Bodhidharmą? Nawet jeśli jego historia jest mitem (w znaczeniu o którym pisałem w innym wątku), to co ona mówi? Jakie jest jej właściwie znaczenie?Obawiam się, booker, że to Ciebie o to mistrz Chan wkrótce może spytać a nie odwrotnie.booker pisze:Cóż, o to chyba należało by zapytać mistrza Chan.
Miałem mieszane uczucia co do sięgania po coś takiego, co ma w nazwie "filozofia buddyjska", jednak zachęciła mnie reklamówka z okładki pozycji. Mimo iż czasami gubie wątek autora, jestem w połowie lektury i się nie nudzęczego_szukasz pisze:O, to ja też chciałem polecić Zotza (mowa o Volker Zotz, "Historia filozofii buddyjskiej"). Składnia zdań w polskim tłumaczeniu wyraźnie świadczy o tym, że książka była pisana po niemiecku , w związku z czym lektura może nie być łatwa, ale dla niektórych taki styl to zaleta
Również, ale Zotz na wstępie wspomina iż zdaje sobie sprawę, iż nie da się na 100% uniknąć pewnych błędów, o których wspomina w pięciu punktach już na wstępie. W zasadzie lektura ciekawa o tyle, że próbuje też pokazać co i z czego brało się w buddyzmie w okresie jego rozwoju, biorąc równiez pod uwagę inne, niż czysto filozoficzne uwarunkowania.czego_szukasz pisze:Znawcą nie jestem, więc nie dam sobie ręki uciąć, że w książce nie ma merytorycznych błędów, czy nadmiernych uproszczeń, ale jeśli kogoś interesuje historia filozofii, to na pewno warto przeczytać!
Jest to ciekawe o tyle, że o ile możemy powiedzieć, że osiągnięcie wyzwolenia powstaje na warunkach, to nie jesteśmy w stanie powiedzieć, ze pewna dobrze znana nam z nauk baza czy wymiar który jest nam dostępny a dzięki któremu w ogóle możliwe jest wyzwolenie, również powstał na warunkach, prawda? (Udana 8.1 i Udana 8.4)piotr pisze:możliwe, że wszystko powstaje na warunkach.
ale upāya w buddyzmie mahāyāna to nie jest po prostu formułowanie zdań na różny sposób, albo kładzenie nacisku na różne aspekty Metody. Te upāya, o których mowa, mogą przeczyć sobie. I to jest zasadnicza różnica. Natomiast gdy Przebudzony nauczał różnych rzeczy to sam sobie nie przeczył. Co więcej gdy mówił jak rozpoznać po jego odejściu co jest Metodą, a co nią nie jest, kazał porównać te nauki z tym o czym wiadomo, że było jego słowami. Więc jednym ze sposobów na odróżnienie Metody od nie-Metody, jest szukanie konsekwencji i regularności. Natomiast upāya z buddyzmu mahayana odwracają całą sytuację i mówią, że regularność i konsekwencja nie są istotne, bo wszystko jest kwestią środków.Zatem nie będzie zmianą akcentu powiedzenie, że wykładał Metodę w rózny sposób. Dlaczego?
Ale ja nie rozmawiam z Jackie Chanem tylko z Tobą.Chodziło mi o to, iż Chan da Ci odpowiedź (i to pewnie nie jedną) co do tego, dlaczego Bodhidharma przybył do Chin.
Myślę, że wprowadzanie tego wątku tutaj do dyskusji nie ma sensu. I bez tego nam się temat rozciągnał. Już nie raz o tym rozmawialiśmy i nie raz przedstawiałem ci swoje zdanie, które znasz.Jest to ciekawe o tyle, że o ile możemy powiedzieć, że osiągnięcie wyzwolenia powstaje na warunkach, to nie jesteśmy w stanie powiedzieć, ze pewna dobrze znana nam z nauk baza czy wymiar który jest nam dostępny a dzięki któremu w ogóle możliwe jest wyzwolenie, również powstał na warunkach, prawda? (Udana 8.1 i Udana 8.4)
Zgadza się.piotr pisze:ale upāya w buddyzmie mahāyāna to nie jest po prostu formułowanie zdań na różny sposób, albo kładzenie nacisku na różne aspekty Metody. Te upāya, o których mowa, mogą przeczyć sobie. I to jest zasadnicza różnica.
Dobrze. Jednakże nie dawał wszystkim takich samych pouczeń, a mimo to ludzie osiągali ten sam rezultat.piotr pisze:Natomiast gdy Przebudzony nauczał różnych rzeczy to sam sobie nie przeczył.
Nie znałem iż mówił w ten sposób. Znałem iż "sami mamy sobie być światłem" oraz iż prowadzić nas powinny wskazania.piotr pisze:Co więcej gdy mówił jak rozpoznać po jego odejściu co jest Metodą, a co nią nie jest, kazał porównać te nauki z tym o czym wiadomo, że było jego słowami.
Coż, sam praktykuję w szkole, którą uważa się ogólnie mówiąc za mahajanę, a występuje w niej konsekwencja i regularność. Nie mogę więc powiedzieć, że mahajana odwraca tą sytuację. Lub może w takim razie szkoła w której praktykuje nie jest mahajaną? (dla mnie osbiśnie nie ma to akurat znaczenia). Co więcej, moim zdaniem taki wniosek, który podałeś jest stronniczy i uwzglednia tylko środki, nie uwzględniając osoby. Gdyby same metody były wystarczające a ludzka karma nie miała tu znaczenia, żaden wysiłek nie byłby konieczny.piotr pisze:Więc jednym ze sposobów na odróżnienie Metody od nie-Metody, jest szukanie konsekwencji i regularności. Natomiast upāya z buddyzmu mahayana odwracają całą sytuację i mówią, że regularność i konsekwencja nie są istotne, bo wszystko jest kwestią środków.
Nie rozumiem co było nie do końca fair z mojej strony.piotr pisze:Więc to co ty piszesz, to jest, moim zdaniem, próba przesunięcia akcentu w znaczeniu. I co więcej, myślę, że to nie jest do końca fair.
Nie wiem dlaczego Bodhidharma przybył do Chin.piotr pisze:Ale ja nie rozmawiam z Jackie Chanem tylko z Tobą.
tak, nie formułował zdań ciągle w ten sam sposób.Dobrze. Jednakże nie dawał wszystkim takich samych pouczeń, a mimo to ludzie osiągali ten sam rezultat.
Zob. Mahāparinibbāna Sutta (DN 16 <ii, 124>)Nie znałem iż mówił w ten sposób. Znałem iż "sami mamy sobie być światłem" oraz iż prowadzić nas powinny wskazania.
Uwzględnienie "karmy" w Metodzie polega na jej stopniowości.Co więcej, moim zdaniem taki wniosek, który podałeś jest stronniczy i uwzglednia tylko środki, nie uwzględniając osoby. Gdyby same metody były wystarczające a ludzka karma nie miała tu znaczenia, żaden wysiłek nie byłby konieczny.
Np. pytając w taki sposób:Nie rozumiem co było nie do końca fair z mojej strony.
wiesz (?), że to pytanie ma niewiele wspólnego z upāya buddyzmu mahāyāny. Bo w nich, jak sam przyznałeś, nie chodzi tylko o formułowanie zdań w różny sposób albo kładzenie nacisku na różne aspekty Metody. Ale również chodzi o stosowanie środków, które bywają sprzeczne ze sobą. To pytanie kieruje i mnie i ciebie i każdego kto nas czyta w stronę gdzie nie zauważymy przesunięcia "akcentu" w znaczeniu terminów, a które to przesunięcie jest istotą tego o czym piszemy.Więc patrząc z perspektywy wczesnych tekstów - czy taki wniosek, jak nauczanie odpowiednio do potrzeb i umiejętności pojmowania jest błędny?
OK, no to nie ciągniemy tego tematu również.Nie wiem dlaczego Bodhidharma przybył do Chin.
Nie chodzi mi tylko o to, że nie formułował zdań w ten sam sposób - najlepiej pokazuje to Sutta o Bahiy. Czy Twoim zdaniem, można to co wyłożone zostało Bahiyi uznać za kompletną drogę do Wyzwolenia?piotr pisze:Cześć Booker,
tak, nie formułował zdań ciągle w ten sam sposób.Dobrze. Jednakże nie dawał wszystkim takich samych pouczeń, a mimo to ludzie osiągali ten sam rezultat.
O jakich śladach Dyskrsów mówił tam Budda? Czy chodziło mu o jego własne dyskursy?Zob. Mahāparinibbāna Sutta (DN 16 <ii, 124>)
Skąd pomysł, że w mahajanie nie ma stopniowości?Piotr pisze:Uwzględnienie "karmy" w Metodzie polega na jej stopniowości.Co więcej, moim zdaniem taki wniosek, który podałeś jest stronniczy i uwzglednia tylko środki, nie uwzględniając osoby. Gdyby same metody były wystarczające a ludzka karma nie miała tu znaczenia, żaden wysiłek nie byłby konieczny.
Zgadza się, jak rozumiem mahajana i tantryzm nie ma z czymś takim problemu.Piotr pisze:Np. pytając w taki sposób:Nie rozumiem co było nie do końca fair z mojej strony.wiesz (?), że to pytanie ma niewiele wspólnego z upāya buddyzmu mahāyāny. Bo w nich, jak sam przyznałeś, nie chodzi tylko o formułowanie zdań w różny sposób albo kładzenie nacisku na różne aspekty Metody. Ale również chodzi o stosowanie środków, które bywają sprzeczne ze sobą.Więc patrząc z perspektywy wczesnych tekstów - czy taki wniosek, jak nauczanie odpowiednio do potrzeb i umiejętności pojmowania jest błędny?
Możliwe, że patrzac tylko z punktu Sutt, nie da się zauważyć tego, o czym mówi mahajana mając do dyspozycji również inne teksty, nieuznawane w tradycji np. Therawady. No i co tu możemy w sumie poradzić? Chyba niewiele, poza kwestionowaniem tekstów.Piotr pisze: To pytanie kieruje i mnie i ciebie i każdego kto nas czyta w stronę gdzie nie zauważymy przesunięcia "akcentu" w znaczeniu terminów, a które to przesunięcie jest istotą tego o czym piszemy.
Pozdrawiam,Volker Zotz [i]Historia filozofii buddyjskiej[/i] pisze: III. Sutry Mahajany / Teksty mityczne (fragment, str. 93/94) napisał/a:
Zatem zręczny środek Buddy skutkuje w dziejach w formie różnych teorii, jak to prezentowały hinajana i mahajana. Dla Sad-dharma-pundala-sutry owe teorie mają wartość - podobnie jak życie i śmierć Gautamy - chwytów metodycznych. Są to dostosowane do różnorodnych charakterów środki (upaja [upaya]), które prowadzą wszystkich do tego samego celu - przebudzenia.
Objasnia to następująca przypowieść: pogrążone w zabawie dzieci nie spostrzegły, że dom stanął w płomieniach. Ponieważ nie słuchają ostrzeżegającego wołania ojca, ten ucieka się w końcu do podstępu i wabi dzieci na zewnątrz domu darami. Obiecuje im jako zabawki, stosownie do ich życzeń, wózki zaprzężone w antylopę, kozę lub woła. Kiedy dzieci wychodzą z domu, ojciec wynagradza każdego z nich okazałym wozem zaprzężonym w woły. Tak jak jedno dziecko zadowoliłoby się wątłą antylopą lub kozą, inne zaś życzyłyby sobie krzepkiego wołu, człowiek wybiera cel własnego wyzwolenia w hinajanie lub obejmujący wszystkie istoty cel bodhisattwy. Jednak skoro różnica jest jedynie pozorna, to każdy rzuca płonący dom pełnego cierpienia świata i dochodzi jednakowo do stanu buddy.**
W ten sposób "Sutra Lotosu Dobrego Prawa" reaguje na rozdrobnienie ruchu buddyjskiego na szkoły i wozy (jana [yana]), wyjaśniając ten fakt nie jako słabość, lecz pożyteczne rozwiązanie. Cel hinajany, szybkie zakończenie ciągu ponownych narodzin, oraz cel mahajany, służenie jako bodhisattwa światu, nie wykluczają się nawzajem. Droga arahanta nęci tych, którzy jeszcze nie spoglądają ponad siebie. W swej wędrówce dowiadują się oni o niemożliwości indywidualnego wyzwolenia i dochodzą do stanu bodhisattwy i stanu buddy. Dlatego Sutra nie chciała mówić o wielości wozów, ale widziała j e d e n w ó z (ekajna [eka-yana]) który dostosowuje się do różnych mentalności. Posiadana przez Buddę i zaawansowanych bodhisattwów zdolność dopasowania treści i metod nauczania do aktualnych potrzeb, jest określana jako dar z r ę c z n y c h ś r o d k ó w (upaja-kauśalja [upaya-kauśalaya]).
Doktryna o dostosowywaniu teorii i metody według przydatności ma dwie konsekwencje. Po pierwsze, nie pozwala na sztywne określenie rzeczywistości wyzwalającej drogi. Nadawana tej drodze forma skierowana jest zawsze do określonego słuchacza. Oferowane są różnorodne - od róźniących się do przeciwstawnych - sformułowania teorii i praktyki wyzwolenia, aby możliwie jak najwięcej istot zblizyć do celu. To legitymizuje same sutry mahajany jako objawienia Buddy i pozostawia otwartym dalszy rozwój jego nauki. Po drugie, każde twierdzenie mahajany rości sobie jedynie relatywne prawo do ważności. Obowiązuje tych, dla których stanowi przydatną pomoc w wyzwoleniu.
Już Gautama mówił o relatywnym znaczeniu swojej nauki, porównując ją do trawy, która nie służy żadnemu innemu celowi poza przeprawieniem się człowieka na drugi brzeg*. Nie należy lgnąć do narzędzi przezwyciężenia pożadania, niechęcii i omroczenia. W tym sensie Budda mógł wskazywać śramanom jako cel kres cyklu narodzin, a równocześnie kochającemu się małżeństwu obiecywać wspólne życie w przyszłej egzystencji. Dla mahajany instrumentalny charakter teorii i praktyki stał się zasadą, kiedy różne jej nurty uznały za autentyczne również te sutry, które w każdym punkcie były sprzeczne z ich własną interpretacją. Ten kto wychodził od wykładanej w sutrach pradżniaparamity nieopisywalności takości, dostrzegał w wszechobejmującej świadomości Lankawatara-sutry pewną prowizoryczną nowinę, kierowaną do tych, których rozum nie dojrzał do doktryny pustki. I odwrotnie - tym, którzy dostrzegali we wszechobejmującej świadomości takość, teksty pradżniaparamity służyły jako wstępny stopień wyższego poznania.
Na takim gruncie przejmowane przez mahajanę z innych tradycji teorie wielości i metody prowadzące do wyzwolenia były reinterpretowane i wykładane, wychodząc na spotkanie przekonaniom każdego człowieka. Buddowie i bodhisattwowie występują przy tym jako pomocnicy, którzy stosując zręczne środki, stają sie przewodnikami cierpiących istot.
*Majjhima-nikaya 22 (Alagadd-upama-sutta)
** Sad-dharma-pundarika-sutra
Volker Zotz "Historia filozofii buddyjskiej" tłum. Monika Nowakowska, Wydawnictwo WAM, Kraków 2007
doskonale wiesz, że nie było tam na to ani miejsca ani czasu. Swoją drogą to nie wiem, czy kiedykolwiek Buddha chciał coś takiego przedstawiać, bo są różne możliwości w dochodzeniu do nibbāny, a i samą nibbānę można doświadczać na różne sposoby.Czy Twoim zdaniem, można to co wyłożone zostało Bahiyi uznać za kompletną drogę do Wyzwolenia?
Nie, wtedy chyba nic nie zapisywano. Buddha nie mówi o śladach sutt, ale o śladach w suttach, tzn. w tym co usłyszano (evaṃ me suttam, tak też słyszałem...) i o czym się wie, że jest słowem Buddhy, albo innych arahatów. Generalnie sutta to wątek, który kiedyś się usłyszało jako słowo Buddhy. Później suttą zaczęto nazywać całe teksty, które poruszały jakiś wątek.O jakich śladach Dyskrsów mówił tam Budda? Czy chodziło mu o jego własne dyskursy?
Czy za czasów życia Buddy zapisano jakiś jego dyskurs?
A skąd pomysł, że mam taki pomysł? Stopniowość w mahāyānie jest zupełnie inaczej rozumiana.Skąd pomysł, że w mahajanie nie ma stopniowości?
W sumie to nic. Ja wierzę w jedne teksty, a ty w inne. Ale jesteśmy jedną wielką rodziną więc lubimy ze sobą dyskutować.No i co tu możemy w sumie poradzić? Chyba niewiele, poza kwestionowaniem tekstów.
Zdaje się wlasnie ten poglad zostal w pozniejszym czasie rozwiniety az do ekajany.piotr pisze:Cześć Booker,
doskonale wiesz, że nie było tam na to ani miejsca ani czasu. Swoją drogą to nie wiem, czy kiedykolwiek Buddha chciał coś takiego przedstawiać, bo są różne możliwości w dochodzeniu do nibbāny, a i samą nibbānę można doświadczać na różne sposoby.Czy Twoim zdaniem, można to co wyłożone zostało Bahiyi uznać za kompletną drogę do Wyzwolenia?
Ja też nie sądze, jednak okazuje się, iż można człowiekowi, który nawet jeszcze nie wszedł na drogę do wyzwolenia (bo tak został poinformowany Bahiya przez Devę) wyłożyć w niezmiernie krótkim czasie i "ruchliwych" okolicznościach esencję nauczania prowadzącą wprost do stanu Arahanta, co stało się w przypadku Bahiyi.Piotr pisze: A propos czasu, to jeśli np. spróbujesz wyrecytować w pāli Mahāsatipaṭṭhāna Suttę, to okaże się, że zajmie to od 2 do 3 godzin. Czy jest na to czas na ruchliwej ulicy, gdzie ludzie handlują, itd.? Nie sądzę.
Ok i chyba nie ma sensu naginac tego aby mahajana, bedac tworem, ktory rozwijal sie na dluzszej przestrzeni czasu, rozumial tak samo terminy czy znaczenie jak wczesniejsze nauczanie. I odwrotnie.Piotr pisze: A skąd pomysł, że mam taki pomysł? Stopniowość w mahāyānie jest zupełnie inaczej rozumiana.
Szczerze powiedziawszy ustawilem sie na asekuracyjnej pozycji w kwestii ogólnie pojmowanego buddyjskiego kanonu (pali/sanskryt). A naszse wspolne tu dyskutowanie forumowe z uzytkownikami oczywiscie zaliczam do milych i ciekawych rzeczy.Piotr pisze:W sumie to nic. Ja wierzę w jedne teksty, a ty w inne. Ale jesteśmy jedną wielką rodziną więc lubimy ze sobą dyskutować.No i co tu możemy w sumie poradzić? Chyba niewiele, poza kwestionowaniem tekstów.
albo został nadinterpretowany. Albo tak jak ja uważam, powyższe nie ma istotnego związku z ideą ekayāny.Zdaje się wlasnie ten poglad zostal w pozniejszym czasie rozwiniety az do ekajany.
Po pierwsze ktoś kto nie jest na ścieżce do Godności (arahatta), nieoznacza kogoś kto nie ma żadnych osiągnięć "duchowych". Tekst mówi—jeśli chcesz mu wierzyć—że Bāhiya w ciągu jednego dnia i nocy przeniósł się z Suppāraki (obecnie część Bombaju), do Sāvatthi (obecnie w połowie drogi z Lucknow do Kathmandu), innymi słowy przebył pół półwyspu Indii w ciągu jednego dnia. Zatem można przypuszczać, że Bāhiya był kimś o dużych iddhi. A takie moce właściwie ukierunkowane są drogą do nibbāny. I to zrobił Błogosławiony—dał mu to czego mu brakowało.Ja też nie sądze, jednak okazuje się, iż można człowiekowi, który nawet jeszcze nie wszedł na drogę do wyzwolenia (bo tak został poinformowany Bahiya przez Devę) wyłożyć w niezmiernie krótkim czasie i "ruchliwych" okolicznościach esencję nauczania prowadzącą wprost do stanu Arahanta, co stało się w przypadku Bahiyi.
Żartujesz. Przecież w mahāyānie nie o takie "sprzeczności" chodzi. Znowu chcesz gładko przejść między różnicami.Sama Metoda dana Baiyi może nie zadziałać dla mnie lub dla Ciebie - co więcej, jezeli powiemy, ze jest to kompletna droga do wyzwolenia, to może być uznana przez naz za sprzeczną z poprzednimi naukami.
Jaka Twoim zdaniem jest idea ekayany?piotr pisze:Cześć Booker,
albo został nadinterpretowany. Albo tak jak ja uważam, powyższe nie ma istotnego związku z ideą ekayāny.Zdaje się wlasnie ten poglad zostal w pozniejszym czasie rozwiniety az do ekajany.
No wiec to jest zdaje sie powod tego, ze pojawia sie poglad iz Budda nauczal odpowiednio do potrzeb i zdolnosci istot.piotr pisze: Po pierwsze ktoś kto nie jest na ścieżce do Godności (arahatta), nieoznacza kogoś kto nie ma żadnych osiągnięć "duchowych". Tekst mówi—jeśli chcesz mu wierzyć—że Bāhiya w ciągu jednego dnia i nocy przeniósł się z Suppāraki (obecnie część Bombaju), do Sāvatthi (obecnie w połowie drogi z Lucknow do Kathmandu), innymi słowy przebył pół półwyspu Indii w ciągu jednego dnia. Zatem można przypuszczać, że Bāhiya był kimś o dużych iddhi. A takie moce właściwie ukierunkowane są drogą do nibbāny. I to zrobił Błogosławiony—dał mu to czego mu brakowało.
Chodzi tez o to Piotr, ale takze o to, ze moze byc to posuniete na tyle daleko, ze stanie w sprzecznosci - jak sie uwaza pozornej sprzecznosci - z innymi naukami (lacznie z synkretyzmem), wskazaniami, czy moralnym postepowaniem. Pozornej sprzecznosci, poniewaz wszystkie metody z tego punktu widzenia, traktuje sie jako relatywne, uwazajac iz ostatecznie nie ma miedzy nimi zasadniczego rozroznienia w postawie, przy czym respektuje się to pierwsze - czyli to, ze dla czujacych, czy niewyzwolonych istot jawia sie one jako zdecydowanie rozne czy sprzeczne. Generalnie sprawa zdaje sie konczy na tym, ze albo po prostu ktos to kupuje, albo nie.piotr pisze:Żartujesz. Przecież w mahāyānie nie o takie "sprzeczności" chodzi. Znowu chcesz gładko przejść między różnicami.Sama Metoda dana Baiyi może nie zadziałać dla mnie lub dla Ciebie - co więcej, jezeli powiemy, ze jest to kompletna droga do wyzwolenia, to może być uznana przez naz za sprzeczną z poprzednimi naukami.
chodziło mi oczywiście o ekayānę z nauk mahāyāny.Czy odnosisz sie do ekajany z Nikayi, czy do ekayany z Sutry Lotosu i Awatamsaki?
Ale wg. mnie nie nauczał sprzecznych rzeczy. Według Ciebie nauczał. Według Ciebie da się to wyprowadzić z nauczania w Nikāyach, według mnie nie—moim zdaniem jest to nieuprawnione przesunięcie akcentu, nad którym "przechodzisz mimo".No wiec to jest zdaje sie powod tego, ze pojawia sie poglad iz Budda nauczal odpowiednio do potrzeb i zdolnosci istot.
Ot, i z tym się zgadzam i ze swojej strony, po tym małym podsumowaniu, skończę temat.Zasadniczo jednak wyszlismy od zajmowania sie fotonami przez buddystow
Znasz zapewne teorie mahajany o Awatamsace - uwaza sie iz Budda wyglosil ja jako pierwsza, byla niezrozumiala, wiec zaczal nauczac w inny sposob, tzn. taki jak w Tipitace. Ogolnie chyba poglad jest taki, ze z punktu Tipitaki w mahajanie i w tantryzmie pojawia sie sprzeczne nauczanie a z punktu mahajany czy tantryzmu cos takiego sie nie pojawia.piotr pisze:chodziło mi oczywiście o ekayānę z nauk mahāyāny.Czy odnosisz sie do ekajany z Nikayi, czy do ekayany z Sutry Lotosu i Awatamsaki?
Nie tak. Zapytam moze wprost - ktora wersja nauczania jest kompletna droga do wyzwolenia: ta o Czterech Szlachetnych Prawdach, czy pare zdan Metody dane Bahyi?Piotr pisze:Ale wg. mnie nie nauczał sprzecznych rzeczy. Według Ciebie nauczał. Według Ciebie da się to wyprowadzić z nauczania w Nikāyach, według mnie nie—moim zdaniem jest to nieuprawnione przesunięcie akcentu, nad którym "przechodzisz mimo".No wiec to jest zdaje sie powod tego, ze pojawia sie poglad iz Budda nauczal odpowiednio do potrzeb i zdolnosci istot.
Innymi słowy, dlaczego buddysci mieli by nie zajmowac sie fotonami?piotr pisze:Ot, i z tym się zgadzam i ze swojej strony, po tym małym podsumowaniu, skończę temat.booker pisze: Zasadniczo jednak wyszlismy od zajmowania sie fotonami przez buddystow
Tipiṭaka nie może się bezpośrednio odnosić do nauk mahāyāny i tantr, bo większa jej część powstawała w czasie, gdy tych nauk jeszcze nie było. Może się do nich odnosić pośrednio, tak jak do każdej późniejszej "literatury", która twierdzi, że jest słowem Buddhy, np. tak jak podałem Ci w kilka postów wyżej.Ogolnie chyba poglad jest taki, ze z punktu Tipitaki w mahajanie i w tantryzmie pojawia sie sprzeczne nauczanie a z punktu mahajany czy tantryzmu cos takiego sie nie pojawia.
Tak naprawdę nie ma różnicy. To co Buddha powiedział Bāhiyi można zaliczyć do właściwego postrzegania, a to jest elementem Ośmiorakiej Ścieżki, która jest jedną z Czterech Szlachetnych Prawd.Nie tak. Zapytam moze wprost - ktora wersja nauczania jest kompletna droga do wyzwolenia: ta o Czterech Szlachetnych Prawdach, czy pare zdan Metody dane Bahyi?
To jest trochę przewrotne pytanie, bo nikt nie kwestionował tego o co pytasz. To na co zwórcił uwagę PiotrP i po nim ja to fakt, że Metoda nie dotyczy tego jak zachowują się fotony, ale tego jak powstaje i zostaje zatrzymane cierpienie—to są liście które Błogosławiony trzymał w dłoni i one są istotne.Innymi słowy, dlaczego buddysci mieli by nie zajmowac sie fotonami?
Jeżeli nie ma różnicy, czy zatem możemy powiedzieć, że to co powiedział Budda do Bahiyi, a co można zaliczyć do właściwego postrzegania, jest wystarczające jako kompletna w sobie metoda do kresu cierpienia?piotr pisze:Tak naprawdę nie ma różnicy. To co Buddha powiedział Bāhiyi można zaliczyć do właściwego postrzegania, a to jest elementem Ośmiorakiej Ścieżki, która jest jedną z Czterech Szlachetnych Prawd.Nie tak. Zapytam moze wprost - ktora wersja nauczania jest kompletna droga do wyzwolenia: ta o Czterech Szlachetnych Prawdach, czy pare zdan Metody dane Bahyi?
Metoda zapewne traktuje tylko o cierpieniu i zatrzymaniu cierpienia, aczkolwiek zycie które prowadzimy nie sklada się tylko z cierpienia i zatrzymania cierpienia, chyba ze zycie czlowieka, ktory calkowicie odwraca sie od swiata, ale tacy ludzie zatem nie pojawiaja sie na buddyjskich forach. Na forach buddyjskich ludzie zajmuja się buddyzmen, fotonami, jedzeniem, muzyką, filmem, obrazem, innymi religiami, miłością, homofobią, nauczycielami w szkołach publiczncyh, spadaniem drzew w lesie itd. Zatem chcialem powiedzieć, że sugestia PiotraP, "skupmy się na tym nie na fotonach itp" jakkolwiek trafna, jednak awykonalna dla nas, co potwierdza chodżby fakt aktywności na forum.Piotr pisze:To jest trochę przewrotne pytanie, bo nikt nie kwestionował tego o co pytasz. To na co zwórcił uwagę PiotrP i po nim ja to fakt, że Metoda nie dotyczy tego jak zachowują się fotony, ale tego jak powstaje i zostaje zatrzymane cierpienie—to są liście które Błogosławiony trzymał w dłoni i one są istotne.Innymi słowy, dlaczego buddysci mieli by nie zajmowac sie fotonami?
przecież z tego co napisałem wyżej wynika, że uważam, że Buddha "formułował zdania na różny sposób, albo kładł nacisk na różne aspekty Metody". Tylko, że stąd do "zręcznych środków" mahāyāny jest długa droga, którą—moim zdaniem—można pokonać tylko dzięki zabiegom, które już kilka razy pokazałeś w tym wątku.Jeżeli nie ma różnicy, czy zatem możemy powiedzieć, że to co powiedział Budda do Bahiyi, a co można zaliczyć do właściwego postrzegania, jest wystarczające jako kompletna w sobie metoda do kresu cierpienia?
Tak Piotr, jednak chodzi mi o to, ze z Bahiyią mamy inny przyklad - mamy przyklad, gdzie jednen wybrany, (i to zdaje sie jeszcze niepelny) aspekt Metody doprowadza tego czlowieka, posiadającego już zapewne odpowiednie warunki lecz niewypraktykowane w zgodzie z Ośmioaspektową Ścieżką, której przecież nie znał, więc nie będącemu jeszcze na Drodze - w jednej chwili, do wyzwolenia.Piotr pisze:przecież z tego co napisałem wyżej wynika, że uważam, że Buddha "formułował zdania na różny sposób, albo kładł nacisk na różne aspekty Metody".
Nie chodziło mi o przepchanie wszelkim kosztem jakichś teori mahajany, bo nie jestem jakoś specjalnie nawiedzony w mahajanizmie. Jeżeli jednak, jak uważasz, pokazywałem jakieś zabiegi w tym wątku, które miały by prowadzić ku "zręcznym środkom" mahayany, to co najwyżej nieudolnie kalecząc, co przy innej intencji z mojej strony, raczej nie powinno dziwić .piotr pisze:Tylko, że stąd do "zręcznych środków" mahāyāny jest długa droga, którą—moim zdaniem—można pokonać tylko dzięki zabiegom, które już kilka razy pokazałeś w tym wątku.
Jest dokładnie odwrotnie. Nawet jeśli odłożymy prawdopodobnie późniejszy tekst z Apadāny w Khuddaka Nikāyi, w którym jest opisane jak to Bāhiya praktykował przy Buddzie Kassapie, to przecież rozwijanie podstaw mocy (iddhipādā), a w to prawdopodobnie był wyposażony Bāhiya, jest praktyką zgodną z Metodą Błogosławionego.Tak Piotr, jednak chodzi mi o to, ze z Bahiyią mamy inny przyklad - mamy przyklad, gdzie jednen wybrany, (i to zdaje sie jeszcze niepelny) aspekt Metody doprowadza tego czlowieka, posiadającego już zapewne odpowiednie warunki lecz niewypraktykowane w zgodzie z Ośmioaspektową Ścieżką, której przecież nie znał, więc nie będącemu jeszcze na Drodze - w jednej chwili, do wyzwolenia.
Czy "pięc zespół podlegających chwytaniu jest cierpieniem" oznacza iż chwytanie pięciu zespołów zapału jest cierpieniem, inaczej chwytanie pieciu skand jest cierpieniem?piotr pisze:Sobość jest rodzajem chwytania (upādāna) o którym pierwsza Prawda Szlachetnych mówi, że jest cierpieniem ("W skrócie pięć zespołów podlegających chwytaniu [pañc'upādānakkhandhā] jest cierpieniem"). Gdy to chwytanie ustanie, dzięki ustaniu jego warunku (tzn. pożądania, potrzeby, łaknienia, taṇhā), to jest to koniec cierpienia.
Zatem nie ma potrzeby praktykować całej Ośmioaspektowej Ściezki, wystarczy praktyować w ten sposób, który Budda podał Bahiyi. Czy to się zgadza? A jeżeli nie, to dlaczego, skoro to co wyłożone Bahiyi nie jest niczym róznym od Metody, a jest dokładnie nią?piotr pisze:Więc to co powiedział Błogosławiony Bāhiyi nie jest niczym różnym od Metody, a jest dokładnie nią. Dito.
na co po pierwsze trzeba stwierdzić, że pytanie jest źle zadane i w ogóle nie należy na nie odpowiadać w prosty sposób "tak" lub "nie". Jeśli uważasz, że się wykręcam od odpowiedzi, to odpowiedz mi "tak" lub "nie" na pytanie: "Czy bijąc swoją żonę, robisz to paskiem od spodni?"Zatem nie ma potrzeby praktykować całej Ośmioaspektowej Ściezki, wystarczy praktyować w ten sposób, który Budda podał Bahiyi. Czy to się zgadza?
tak.Czy lepiej zadanym pytaniem będzie:
Jeśli "inny" w rozumieniu "odmienny" to nie, bo to by była nie-Metoda, jeśli "inny" w rozumieniu "dalszy, pozostały" to tak."Skoro pouczenie dane Bahiyi dokładnie jest Metodą, to czy należy praktykować cokolwiek innego by osiągnąć koniec cierpienia?"
Dziękuje.piotr pisze:Jeśli "inny" w rozumieniu "odmienny" to nie, bo to by była nie-Metoda, jeśli "inny" w rozumieniu "dalszy, pozostały" to tak."Skoro pouczenie dane Bahiyi dokładnie jest Metodą, to czy należy praktykować cokolwiek innego by osiągnąć koniec cierpienia?"
Tak, Har-Dao. To co chce powiedzieć, to to, iż ta sytuacja odnosi się do tego człowieka, który miał takie a nie inne zdolności (por. jak w założeniu, posiadał już pewne iddhi, czy osiągnięcia, aczkolwiek mimo to nie będąc jeszcze nawet na drodze do wyzwolenia) oraz takie a nie inne zaciemnienie, Buddzie wiadomo jakie, bo Sutta o tym chyba nie mowi.Har-Dao pisze:Zróbmy naukowe założenie: załóżmy, że Bāhiya praktykował nieświadomie Całą Metodę za wyjątkiem jednego elementu, oraz świadomości tego że to była Metoda do Wyzwolenia.
Załóżmy, że pojawia się Buddha, a tenże Bāhiya wierzy, że to może być ten Sammāsambuddha o którym tak głośno na rynku i koło studni i wszędzie.
Załóżmy, że Buddha ma jakieś zdolności i wie, jaki rodzaj zaciemnienia nasz Bāhiya ma, jakoś to swym okiem widzi.
Buddha mówi że tylko to jest drogą - praktykuj to.