Flandra pisze:wyjście z uzależnienia to przede wszystkim trwałe porzucenie wszelkich toksycznych "polepszaczy nastroju"
Myślę, że gdyby spojrzeć buddyjskim okiem, to w samsarze raczej nie ma na to szans

zestaw toksycznych "polepszaczy nastroju" z pewnością jest o wiele bogatszy i nie ogranicza się jedynie do tzw. używek. Praktycznie każdy samsaryczny nawyk jest w jakimś sensie uzależnieniem i każdy wywoła skutki w postaci cierpienia.
A swoją drogą, dla człowieka, który nie ma ambicji opuszczania samsary, uzależnienie jest problemem jedynie wówczas, gdy przynosi społeczną szkodę lub generuje zachowania nieprzystające do tzw. normy społecznej. W innych przypadkach nawet nie jest dość dobrze widoczne. W moich kręgach zawodowych mówi się na przykład dość często o uzależnieniu od... technologii. O, właśnie, Jeż podał przykład książek, technologia druku na wiele wieków przeniknęła każdy zakamarek ludzkiego życia, jak trudno z niej wyjść, wiedzą tylko ci, którzy mieli takie pomysły. A co powiemy o uzależnieniu od mycia zębów? No bo, jeśli ktoś nie potrafi zasnąć bez ich szczotkowania, to już jest uzależnienie i jakie pożyteczne, prawda?
Buddyzm bardzo pomaga w uniezależnianiu się od uzależnień, jednak również za pomocą budowania nawyków - wydaje się, że inna droga nie jest możliwa. W ośrodkach terapii uzależnień pracuje się podobnie, tutaj też chodzi o wypracowanie nowych nawyków, samo rozumienie, detoks i długi czas abstynencji to stanowczo za mało. Wygląda na to, że nawyk rządzi tym światem, jeśli nie ten, to inny.... A nawyk i uzależnienie znajdują się gdzieś bardzo blisko siebie, jeśli nie są bez mała tym samym.
Pozdrawiam, gt