Witam Wszystkich
Kerth pisze:....nie ma czegoś takiego jak cierpienie fizyczne...
Mimo najszczerszych chęci, nie mogę się z tym zgodzić i to na żadnym poziomie mego szczebla zaszeregowania w doświadczeniu
Swego czasu miałem poważne - delikatnie mówiąc - problemy z zębami, znaczy bez żadnej przenośni: z własnym uzębieniem. Znam wszystkie rodzaje bólu zębów (liczba mnoga - nigdy pojedyńcza), tak to było przez parę lat (dla zainteresowanych służę barwnymi opisami
). Rozwiązanie było wprost proporcjonalne do okrutnej wręcz siły bólów. Podjęta decyzja - miałem dość: wielogodzinne zabiegi, kilka operacji itd... Znam swoje zachowania: wewnętrzne i zewnętrzne w szczególności wtedy, gdy nie można było podać czy zwiększyć znieczulenia, lubo już nic nie dawało... Często kończyło się narkozą ogólną, bo nie dawali se rady z wiązaniem mi rąk (sam se nie dawałem rady, ramiona żyły nagle własnym życiem próbując pozbyć się dłoni powodującej ból FIZYCZNY niemal nie do zniesienia). A to przeca zwykłe głupiuchne klaczki... A gdzież tu cierpienie spowodowane ciężkimi chorobami...
Wbrew pozorom jestem jak najdalszy od użalania się, jak w jednym z wierszy, gdzie jest mowa o zwierzęciu, co to nigdy się nad sobą nie użala i o ptaku, który z gałęzi martwy spadnie nie doznawszy nad sobą swego współczucia...
Z pewnością ból fizyczny determinuje 'zwykłą' osobę, jej psyche. Ale nie pisz tego, com zacytował...
Pozdrawiam