Po co na siłę sztucznie kreować terminy? Dla poczucia przynależności?
Dharma nie jest azjatycka, europejska, ani jakakolwiek. To że w Azji status kobiet jest inny, nie wynika z dharmy, ale z ich kultury. Jak sami wiemy, kultura często kształtuje się zaskakująco daleko od filozoficznych, czy religijnych ideałów. Gdyby patrzeć w ten sposób, Polska byłaby krajem miłujących się ludzi zawsze nadstawiających drugiego policzka. Tymczasem częściej lubimy popić i pomachać szabelką

Sedno nauk jest w głębi, a nie na powierzchni. Europejczycy ani nie muszą kreować nowego buddyzmu, bo przepis jest już kompletny,(byłaby to zresztą wielka szkoda dla buddyzmu moim zdaniem - wniosek wyciągam na podstawie historii zachodniej cywilizacji), ani na siłę przejmować kultury dalekiego wschodu, jeśli nie czują się z nią związani. Jeśli wystarczająca ilość nas znajdzie to co jest w głębi, nie trzeba się będzie rozdrabniać i wykłócać o doktryny czy kulturowe aspekty. Będzie można użyć psychologii i greckiej filozofii dla wyjaśnienia dharmy i dharmy dla wyjaśnienia greckiej filozofii i psychologii. Problem leży w tym, że my wolimy pick&choose, tak by ostatecznie można było wygodnie rozsiąść się w fotelu i rzec - jestem buddystą novayany.
Jeszcze jestem w stanie zrozumieć problemy kulturowe w odniesieniu do wadżrajany, ale zen?

Mam wrażenie że ludzie, szczególnie zachodu, chcą mieć poczucie swoistej misji, epickości tego co się dzieje.
Szklanka życia jest pełna, a my chcemy jeszcze dolewać wody. Jednak, jeśli komuś ma to jakoś pomóc, ok.
