To nieprawda. To tylko nasza ograniczona percepcja każe nam tak mówić. Asteroidy, nawet te "spadające", trzymają się dokładnie swojego kursu - przemieszczając się zgodnie z prawem grawitacjiAsteroidy spadają z nieba.

Moderatorzy: kunzang, Har-Dao, iwanxxx
To nieprawda. To tylko nasza ograniczona percepcja każe nam tak mówić. Asteroidy, nawet te "spadające", trzymają się dokładnie swojego kursu - przemieszczając się zgodnie z prawem grawitacjiAsteroidy spadają z nieba.
Dzięki tej wymianie zdań między nami, widzę, jak bardzo przydają się w życiu ustalenia z zakresu filozofii języka. Chociażby np. takie reguły konwersacyjne Grice'a. Albo ustalenia Searla i Austina dotyczące potencjalnych aspektów mowy (aspekt lokucyjny, illokucyjny, perlokucyjny).GreenTea pisze:Moi, pisząc o generalizacji, masz zapewne na myśli bezpodstawne uogólnienie, gdy wszystkim członkom grupy przypisuje się cechy spotkane jedynie u kilku jej przedstawicieli? Bo generalizacja jako operacja myślowa polegająca na wykryciu cechy lub zasady rzeczywiście wspólnej danej grupie ludzi, to chyba nie najgorsza aktywność, szczególnie w przypadku buddysty, który ciągle musi sobie uświadamiać, że nic nie jest osobiste, choć się takim być wydaje, albo, że wszyscy mają naturę Buddy![]()
W filozofii nie ma takich pojęć. Akurat jeśli chodzi o pojęcie prawdy, XX-ty wiek wniósł bardzo dużo nowego w związku z rozwojem nauk formalnych. Największe zasługi dla badań nad pojęciem prawdy miał Polak!moi pisze: W filozofii jest pewna grupa pojęć, których się nie definiuje, ponieważ są one jak gdyby pojęciami pierwotnymi, wspólnymi dla wszystkich. Te pojęcia to m.in.: prawda, dobro, piękno, miłość, współczucie.
Faktycznie - z "prawdą" się zapędziłam, bardzo przepraszamczego_szukasz pisze:W filozofii nie ma takich pojęć. Akurat jeśli chodzi o pojęcie prawdy, XX-ty wiek wniósł bardzo dużo nowego w związku z rozwojem nauk formalnych. Największe zasługi dla badań nad pojęciem prawdy miał Polak!moi pisze: W filozofii jest pewna grupa pojęć, których się nie definiuje, ponieważ są one jak gdyby pojęciami pierwotnymi, wspólnymi dla wszystkich. Te pojęcia to m.in.: prawda, dobro, piękno, miłość, współczucie.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Alfred_Tarski
Nie było w historii polskiej filozofii wybitniejszej postaci. Wielki szacun.
Hmm... Wiesz, myślę, że chyba bezpieczniej byłoby założyć, że poziomy są dwa: poziom głowy (operacje myślowe) i poziom serca (emocje). One w którymś momencie i tak muszą się zejść, dając na wyjściu to, o czym piszesz - współczucie i mądrość (w rozumieniu buddyjskim) - ale zauważ, że podczas, gdy jedni siedzą w zazen, inni w tym czasie szczegółowo studiują teksty, a jeszcze inni pracują z energią uczuć, tę właśnie wykorzystując najintensywniej w początkowej fazie swojej praktyki... Dla zrozumienia różnorodności pracy z umysłem, w efekcie której osiąga się ten sam cel, rozdzielenie na początek obu tych poziomów, intelektualnego i emocjonalnego, może okazać się istotne. Ktoś pracuje lepiej głową – zaczyna od głowy, komuś bardziej udaje się emocjonalność – zaczyna od tej właśnie. Żaden potencjał w buddyzmie się nie zmarnuje - Milarepa jest tego najlepszym przykłademmoi pisze:Natomiast wydaje mi się, że jeśli chodzi o widzenie we wszystkich ludziach tych samych cech, czy zasad działania, co pozwala nam w konsekwencji nie oceniać wszystkiego tylko w oparciu o własne, subiektywne sądy, to raczej nie jest to generalizowanie, ale właśnie współczucie.
"Błąd naturalistyczny" to określenie G.E. Moore'a, który miał właśnie takie jak opisujesz, poglądy na temat dobra, że jest niedefiniowalne. Jeśli znajomy doktor powiedział Ci, że to jest w filozofii powszechnie, albo nawet przez większość przyjęte stanowisko to Ci nawciskał kitu!moi pisze: Faktycznie - z "prawdą" się zapędziłam, bardzo przepraszamNatomiast nie zgodzę się z Tobą, że nie ma pojęć, których się nie definiuje. Przedyskutowałam już tę kwestię z dr filozofii
Przykład - zdefiniuj miłość, albo dobro. Wytłumaczono mi to w ten sposób, że np. pewnych pojęć o charakterze normatywnym (jak dobro, obowiązek, powinność itd.) nie sposób zdefiniować przy pomocy innych pojęć, których używamy do opisu rzeczywistości naturalnej (bo, czy dobry, to taki, "który sprawia przyjemność"; taki, "jakiego chce Bóg", czy też, "pożyteczny dla wszystkich"). W przypadku braku definicji "dobra" mówi się o "błędzie naturalistycznym" i tego błędu dopuszcza się każdy, kto utożsamia dobro z jakimś innym stanem, inną jakością lub rzeczą (na przykład przyjemnością, samopoznaniem, cnotą, miłością).
I jeszcze mnóstwo innych problemów w tym stylu, o których trudno mi tu pisać, będąc laikiem.