Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Moderatorzy: kunzang, Har-Dao, iwanxxx
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Kiedyś, podczas lektury "Kobiet mądrości" Tsulrim Allione, uświadomiłam sobie, że historie kobiet tam opisane, właściwie ciągle się powtarzają. Mimo upływu czasu, kobiety, które starają się połączyć rozwój duchowy ze swoim zwykłym życiem, napotykają na te same problemy, które -uogólniając- można by uporządkować następująco:
1. bycie kobietą jest czymś "gorszym" od bycia mężczyzną
2. rozwój duchowy kobiety jest "inny" od rozwoju duchowego mężczyzny
3. bycie matką stoi w sprzeczności z pracą nad swoim rozwojem duchowym ( ew., w najlepszym przypadku, "przeszkadza")
Tych uwarunkowań w żaden sposób nie powinno się łączyć z postulatami feministycznymi, jest to bowiem, ze się tak wyrażę kolokwialnie "zupełnie inna bajka". Chodzi tu raczej o fakt, że kobiety, jak by na to nie patrzeć, rzeczywiście potrzebują takiej ścieżki i nauk, które przemawiałyby do biologicznego poczucia siebie,jako kobiet, matek, opiekunek, itd. Jeśli bowiem nie zapadnie decyzja o bezdzietności, ogromną ilość czasu pochłania ciąża i wychowanie dzieci.
Wydaje mi się, ze nadal jest bardzo niewiele takich nauk, które pomagałyby kobietom łączyć praktykę z rytmami swojego życia. Nauk, które byłyby prawdziwie pomocne w radzeniu sobie w pozytywny sposób ze związkami i wychowywaniem dzieci.
Tsulrim Allione jest jedną z niewielu osób, których życie jest dla mnie dowodem na to,że można okres wychowywania dzieci postrzegać jako nieustanny atak na własne samolubstwo i -tym samym- nieprzerwany sprawdzian, czy rzeczywiście jesteśmy w stanie wyzwolić wszystkie czujące istoty wcześniej, niż samych siebie. Nigdy jednak nie słyszałam o nauczycielu mężczyźnie, który omawiałby te możliwości. Oczywiście, te doświadczenia spadają zwykle na kobiety, jednakże trudności, na które napotykają kobiety od setek, tysięcy nawet lat, sprawiły chyba,że tak często można usłyszeć z ust mężczyzn, że ich partnerka "nic nie robi". "Nic nie robi" czyli,że gotuje, sprząta,robi zakupy, wychowuje dzieci, tworzy rodzinną atmosferę, dba o dom, udziela emocjonalnego wsparcie, itd...Patriarchalny system wartości docenia sekretarkę , bo "coś robi" ale nie kobietę, która "tylko " wychowuje dzieci i opiekuje się domem. Dzięki książce Tsulrim Allione i kobietom, które spotkałam na swojej drodze, zrozumiałam,że ścieżka kobiety - matki i opiekunki powinna odzyskać swoje znaczenie, a kobiety, które chcą nią podążać, powinny strać się za wszelką cenę odnaleźć powiązania pomiędzy swoim życiem, a naukami. Być może istnieją ogromne,niewykorzystane zasoby, unieruchomionej duchowości, gdyż przez ostatnich kilka tysięcy lat tę duchowość wyznaczali głównie mężczyźni, którzy wewnętrzny rozwój wiązali z oddzieleniem od natury i od wszystkiego, co ona reprezentuje w kategoriach narodzin, śmierci, dzieci, itd.
Długo zastanawiałam się, czy taki temat jest tu potrzebny. Do podjęcia decyzji o jego zainicjowaniu, "zmusił" mnie niejako artykuł, który niedawno przeczytałam i który dowodzi, że mimo upływającego czasu w życiu kobiet niewiele się zmieniło od tysięcy lat chyba:
http://www.przekroj.pl/index.php?option ... Itemid=103
Za wszystkie opinie i komentarze będę niezmiernie wdzięczna
Pozdrawiam.m.
1. bycie kobietą jest czymś "gorszym" od bycia mężczyzną
2. rozwój duchowy kobiety jest "inny" od rozwoju duchowego mężczyzny
3. bycie matką stoi w sprzeczności z pracą nad swoim rozwojem duchowym ( ew., w najlepszym przypadku, "przeszkadza")
Tych uwarunkowań w żaden sposób nie powinno się łączyć z postulatami feministycznymi, jest to bowiem, ze się tak wyrażę kolokwialnie "zupełnie inna bajka". Chodzi tu raczej o fakt, że kobiety, jak by na to nie patrzeć, rzeczywiście potrzebują takiej ścieżki i nauk, które przemawiałyby do biologicznego poczucia siebie,jako kobiet, matek, opiekunek, itd. Jeśli bowiem nie zapadnie decyzja o bezdzietności, ogromną ilość czasu pochłania ciąża i wychowanie dzieci.
Wydaje mi się, ze nadal jest bardzo niewiele takich nauk, które pomagałyby kobietom łączyć praktykę z rytmami swojego życia. Nauk, które byłyby prawdziwie pomocne w radzeniu sobie w pozytywny sposób ze związkami i wychowywaniem dzieci.
Tsulrim Allione jest jedną z niewielu osób, których życie jest dla mnie dowodem na to,że można okres wychowywania dzieci postrzegać jako nieustanny atak na własne samolubstwo i -tym samym- nieprzerwany sprawdzian, czy rzeczywiście jesteśmy w stanie wyzwolić wszystkie czujące istoty wcześniej, niż samych siebie. Nigdy jednak nie słyszałam o nauczycielu mężczyźnie, który omawiałby te możliwości. Oczywiście, te doświadczenia spadają zwykle na kobiety, jednakże trudności, na które napotykają kobiety od setek, tysięcy nawet lat, sprawiły chyba,że tak często można usłyszeć z ust mężczyzn, że ich partnerka "nic nie robi". "Nic nie robi" czyli,że gotuje, sprząta,robi zakupy, wychowuje dzieci, tworzy rodzinną atmosferę, dba o dom, udziela emocjonalnego wsparcie, itd...Patriarchalny system wartości docenia sekretarkę , bo "coś robi" ale nie kobietę, która "tylko " wychowuje dzieci i opiekuje się domem. Dzięki książce Tsulrim Allione i kobietom, które spotkałam na swojej drodze, zrozumiałam,że ścieżka kobiety - matki i opiekunki powinna odzyskać swoje znaczenie, a kobiety, które chcą nią podążać, powinny strać się za wszelką cenę odnaleźć powiązania pomiędzy swoim życiem, a naukami. Być może istnieją ogromne,niewykorzystane zasoby, unieruchomionej duchowości, gdyż przez ostatnich kilka tysięcy lat tę duchowość wyznaczali głównie mężczyźni, którzy wewnętrzny rozwój wiązali z oddzieleniem od natury i od wszystkiego, co ona reprezentuje w kategoriach narodzin, śmierci, dzieci, itd.
Długo zastanawiałam się, czy taki temat jest tu potrzebny. Do podjęcia decyzji o jego zainicjowaniu, "zmusił" mnie niejako artykuł, który niedawno przeczytałam i który dowodzi, że mimo upływającego czasu w życiu kobiet niewiele się zmieniło od tysięcy lat chyba:
http://www.przekroj.pl/index.php?option ... Itemid=103
Za wszystkie opinie i komentarze będę niezmiernie wdzięczna
Pozdrawiam.m.
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Czytałam ten artykuł już kilka dni temu i było mi bardzo przykro to czytać. Na pewno jest napisany dość jednostronnie, ale jednak jest w tym ogromna doza prawdy i to jest smutne. Do równouprawnienia jeszcze jednak jest nam daleko... i teraz to już nie ze względów prawnych, a mentalnych właśnie. Mentalnośc jest trudniej zmienić, niż prawo.
Jeśli masz problem, który można rozwiązać, to po co się martwisz? Jeśli masz problem, którego nie można rozwiązać, to po co się martwisz?
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
No, to jest jedna strona medalu.Wiem,że uprawiasz tzw. "wolny zawód" , więc dobrze chyba rozumiesz te zależności między pracą zw. z zarabianiem pieniędzy, a płcią, gdzyż doświadczyłaś ich na sobie... Coś w tym jest, ze kobieta jako "inna" , będzie zawsze gorzej od mężczyzn postrzegana w świetle kultury i wartości patriarchalnych, bez względu na to, czy będzie chciała zajmować się domem, zarabiać jako przedstawiciel handlowy, sekretarka, czy mistrz kick-boxingu. A czy np. w swojej praktyce ( nie tylko w życiu) spotkałaś się Tvbtiger z utrudnieniami i przeszkodami, wynikającymi z tego,ze jesteś kobietą? Wg mnie te utrudnienia (o których wspomina np. Tsulrim Allione) są "dziedzictwem" długowiecznej tradycji i pielęgnowaniu wartości typowo "patriarchalnych", które wpłynęły na tradycyjne postrzeganie miejsca i roli kobiety, obojętnie ,czy chodzi o życie, kulturę, czy religię...tvbtiger pisze:Czytałam ten artykuł już kilka dni temu i było mi bardzo przykro to czytać. Na pewno jest napisany dość jednostronnie, ale jednak jest w tym ogromna doza prawdy i to jest smutne.
Ja sądzę, ze to jest źle sformułowany problem. Bo "równouprawnienie" nie jest dobrym słowem na określenie pewnych uwarunkowań i współzależności. O "równouproawnienie" walczą feministki, ale mnie się to wydaje nieporozumieniem. Kobiety są "inne" i z tej "inności " powinny się nauczyć czerpać siłę, a nie upodabniać do mężczyzn, bo jest to po prostu niemożliwe. Dlaczego nie ma nauk i praktyk, które pomogłyby rozwijać kobietom te cechy ich natury,które są im bliskie, a które często są postrzegane, zupełnie bezzasadnie, jako "gorsze" . Buddyzm jest zwykle postrzegany jako mniej patriarchalny od religii teistycznych, chociażby dlatego,ze nie posiada wizerunku Boga -Ojca i uczy pracy z własnym umysłem, niezależnie od płci. Jednakże w książce "Mądrość kobiety" znalazłam wiele przejmujących dowodów na to,ze przez wieki utrwalała się pewna społeczna rola kobiety, stająca niżej w hierarchii od roli mężczyzny, a tym samym utrwalało się przekonanie, ze ciało mężczyzny jest idealną formą do praktykowania. W tej książce jest np przytoczona taka historia: ciotka Buddy, MAhapradżipati zwróciła się do niego z prośbą, aby kobiety zostały dopuszczone do buddyjskiego zakonu, do sanghi, Budda odmówił, wtedy kobiety ogoliły sobie głowy i udały się do innego miasta, gdzie-po wstawiennictwie mnicha Anandy- przyjęto je w końcu do zakonu, pod warunkiem ,ze złożą dodatkowych osiem ślubowań. Z drugiej strony, aby uchronić mniszki przed wyzyskiem ze strony mnichów, Budda nakazał, aby nie wymagano od nich szycia, barwienia, ani tkania dla mnichów. Mnisi nie mogli również zabierać dla siebie darów składanych mniszkom (!) Wydaje się,ze te kontrowersyjne opowieści (do dziś podobno trwają spory o ich autentyczność) są dobrym odzwierciedleniem pewnego rodzaju rozdarcia, które widoczne jest chyba w każdej religii: z jednej strony uważa się,ze kobieta i mężczyzna są równi pod względem swoich potencjalnych możliwości duchowego rozwoju, z drugiej zaś w większości kultur idea kobiet podejmujących życie religijne zagrażała społecznej stabilności ( z góry bowiem uważano, ze kobiety porzucą na rzecz religii życie rodzinne, rodzenie i wychowanie dzieci, itd). Czyli istniała cały czas jakaś szczelina, rozdarcie, w którym kobiety starały się rozwijać mimo sprzeciwów, mimo braku jasnych wskazówek, braku nauk i stosownych praktyk. Zastanawia mnie fakt, dlaczego tak długo to trwa?Do równouprawnienia jeszcze jednak jest nam daleko... i teraz to już nie ze względów prawnych, a mentalnych właśnie. Mentalnośc jest trudniej zmienić, niż prawo.
Pozdrawiam.m.
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Może uproszczę nieco te swoje dywagacje. Chciałabym się dowiedzieć, czy moje przypuszczenia,ze w tym świecie to zwykle kobiety się wspierają ma sens i czy ma to jakiś związek z tradycyjnie postrzeganą rolą kobiety w kulturze i społeczeństwie. Chciałabym się też dowiedzieć, czy tylko ja mam problemy z połączeniem pracy, wychowania dziecka i prowadzenia domu z czymś, co ostrożnie nazwałabym pracą nad swoim wewnętrznym rozwojem. Nie żądam wiele: paru chwil w ciągu dnia tylko dla siebie, paru dni od czasu do czasu tylko dla siebie, żeby móc wyjść trochę dalej, poza słuchanie radosnego szczebiotu,sprawdzanie listy zakupów, odbieranie telefonów, wędrówki po lekarzach i pilnowanie terminów swoich prac zleconych...
Pozdrawiam.m.
Pozdrawiam.m.
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
To Twój umysł tworzy problemy. Wszystkie "przeszkody" w praktyce są wewnątrz nas, a nie na zewnątrz. Zawsze o tym zapominamy. Poza tym sami jesteśmy sobie winni że żyjemy tak a nie inaczej, że mamy takie a nie inne obowiązki, że nie możemy robić tego czy tamtego, że mamy tylko tyle czasu ile mamy, itp..moi pisze:Chciałabym się też dowiedzieć, czy tylko ja mam problemy z połączeniem pracy, wychowania dziecka i prowadzenia domu z czymś, co ostrożnie nazwałabym pracą nad swoim wewnętrznym rozwojem.
Cały dzień jest medytacją, a nie tylko te "pare chwil" czy "pare dni". Poza tym - jeśli tyle "przeszkód" stoi na Twojej Ścieżce duchowej, może warto zastanowić się nad zmianą owej Ścieżki?Nie żądam wiele: paru chwil w ciągu dnia tylko dla siebie, paru dni od czasu do czasu tylko dla siebie, żeby móc wyjść trochę dalej, poza słuchanie radosnego szczebiotu,sprawdzanie listy zakupów, odbieranie telefonów, wędrówki po lekarzach i pilnowanie terminów swoich prac zleconych...
A kto za przeproszeniem spędza prawie pół dnia na forum czy ogólniej - przed komputerem?moi pisze:Nie żądam wiele: paru chwil w ciągu dnia tylko dla siebie
Mi się wydaje, że masz za dużo czasu dla siebie:)
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
He, bo mam od paru tygodni fory w wychowywaniu potomka, którego przejęła Babcia.Poza tym, jesteś niesprawiedliwy - jak się pracuje przed komputerem, to trzeba nie lada wytrwałości, żeby sobie od czasu do czasu nie zaglądać na inne strony. A poza tym miałeś tu wspierać, a nie ganić, itdmoi napisał/a:
Nie żądam wiele: paru chwil w ciągu dnia tylko dla siebie
A kto za przeproszeniem spędza prawie pół dnia na forum czy ogólniej - przed komputerem? Wink
Mi się wydaje, że masz za dużo czasu dla siebie:)
No i nie zrozumiałeś mnie- ja nie mówię o "swoich" przeszkodach w "mojej" praktyce, tylko w ogóle - o przeszkodach. Jak sobie np. dajesz radę ze swoimi?
Pozdrawiam.m.
- jerez
- ex Moderator
- Posty: 993
- Rejestracja: wt lut 24, 2004 14:30
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
powiedz to inwalidzie ktory jezdzi na wozku i ma trudnosci z dotarciem do np do urzedu skarbowego.nezz pisze:To Twój umysł tworzy problemy. Wszystkie "przeszkody" w praktyce są wewnątrz nas, a nie na zewnątrz.
Kwestia 'problemu' jako pewnej kategorii doswiadczenia faktycznie jest generowana przez nasz umysl. Natomiast na zewnatrz pozostaja sytuacje z ktorymi trzeba pracowac. W rezultacie przeszkody sa rowniez 'na zewnatrz nas' a nie tylko 'w nas'.
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Oj tak - potwierdzam to w całej rozciągłości, własnym doświadczeniem, jako "doktorant-ślęczący-przed-ekranem". Zresztą odwiedzanie Forum to jeszcze małe pivo w porównaniu z tym jakie miejsca w internecie można odwiedzać...moi pisze:jak się pracuje przed komputerem, to trzeba nie lada wytrwałości, żeby sobie od czasu do czasu nie zaglądać na inne strony.
"Podobnie jak wielkie morze ma tylko jeden smak - smak soli, tak też, ta Nauka i Dyscyplina ma tylko jeden smak - smak wyzwolenia". Udana V.5, Uposatha Sutta.
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Dzięki Jerezjerez pisze:Natomiast na zewnatrz pozostaja sytuacje z ktorymi trzeba pracowac.
Dokładnie o to chodziło. W odniesieniu do kobiet sprowadzałoby się to do wzajemnych poszukiwań takich rozwiązań, które pomagałyby utrzymać równowagę między życiem domowym, pracą, a tym co robimy dla siebie samych. To,ze moja sytuacja i Zbyta-Również -Doktoranta ( ), różni się nieco od siebie niech potwierdzi chociażby fakt, że Zbyt, jako osoba wolna od obowiązków rodzicielskich zupełnie inaczej może zaplanować swój czas i obowiązki. (A mnie coś mówi, ze jak tylko skończę pisać swoją pracę, skończy się także :lol: taryfa ulgowa i...przesiadywanie na forum )
Faktem jest,ze kobiety, które decydują się na założenie rodziny muszą nauczyć się inaczej funkcjonować i tu właśnie rodzi się pytanie: czy można funkcjonować w obrębie rodziny tak, aby sens poświęcania swojego czasu na jej rzecz był doceniony, albo przynajmniej zrozumiany? Wg mnie ciągle panuje stereotyp, ze kobieta musi to robić nieustannie ( tzn. poświęcać się dla rodziny i jeśli tego nie robi, jest za to nagminnie ganiona), natomiast mężczyzna "może" to robić od czasu do czasu i wtedy jest to odczytywane jako wielki gest z jego strony...Czy nie tak właśnie było w waszych rodzinach? A co ma do tego buddyzm? A niby nic...
Pozdrawiam.m.
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
To właśnie czynię - wspieram. Szkoda, że tego nie widzisz. :;)moi pisze:A poza tym miałeś tu wspierać, a nie ganić, itd
No ja też mówię ogólnie, nie tylko o Twoich przeszkodach.moi pisze:No i nie zrozumiałeś mnie- ja nie mówię o "swoich" przeszkodach w "mojej" praktyce, tylko w ogóle - o przeszkodach.
Ale czyja to wina? Nasza. Jesteśmy słabi i nie potrafimy odmówić sobie żeby nie klilknąc tu czy tam, żeby nie przeczytać tego czy tamtego, żeby nie ściągnąć, nie obejrzeć, itp.moi pisze:Poza tym, jesteś niesprawiedliwy - jak się pracuje przed komputerem, to trzeba nie lada wytrwałości, żeby sobie od czasu do czasu nie zaglądać na inne strony.
Igoruję fakt ich istnienia. Nie mam żadnej "metody" na radzenie sobie z problemami. Trudno mieć metodę na poradzenie sobie z czymś co w rzeczywistości nie istnieje.moi pisze:Jak sobie np. dajesz radę ze swoimi?
Tak, nie neguję tego faktu, ale podkreślam, że ten "rezultat" jest wynikiem naszej niewiedzy, przywiązania do ego, itp. Tathagata wskazał nam Scieżkę, która prowadzi do końca tej niewiedzy...jerez pisze:W rezultacie przeszkody sa rowniez 'na zewnatrz nas' a nie tylko 'w nas'
- Widzisz jakiś problem?
- No widzę..
- Przyjrzyj się mu jeszcze dokładniej...
- Przyglądam się...
- No i? Co widzisz?
- Nic nie widzę.
Przede wszystkim trzeba pracować nad sobą.jerez pisze:Natomiast na zewnatrz pozostaja sytuacje z ktorymi trzeba pracowac.
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Niestety płacz dziecka, które ma zapalenie ucha istnieje bardzo realnie :? Tu akurat żadne intelektualne rozważania nie pomogą - trzeba zadziałać konkretnie...Gorzej jeśli tych sytuacji zaczyna się nagle robić bardzo wiele, a rodzina uważa, ze twoim obowiązkiem jest sobie po prostu z nimi radzić... Ilu z Was, panowie, dzieli się uczciwie obowiązkami z resztą rodziny, a nie zdaje na żonę, mamę, partnerkę, siostrę, itd?Nezz pisze:Trudno mieć metodę na poradzenie sobie z czymś co w rzeczywistości nie istnieje. Very Happy
Niestety, stereotypy są stare jak świat i wcale nie jest łatwo z nich wyjść.
Pozdrawiam.m.
- Intraneus
- ex Moderator
- Posty: 3671
- Rejestracja: pt cze 25, 2004 13:03
- Tradycja: Youngdrung Bon
- Lokalizacja: Pless/Silesia
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Niby tak, ale przeciez to tylko od nas zalezy jaki bedzie wynik naszej konfrontacji z danym "problemem". Mowiac inaczej zalezy to tylko od naszego umyslu, w zwiazku z czym "zewnetrzny" problem i tak ostatecznie zawsze jest sprowadzony do bycia problemem tylko i wylacznie "wewnetrznym".jerez pisze:powiedz to inwalidzie ktory jezdzi na wozku i ma trudnosci z dotarciem do np do urzedu skarbowego.nezz pisze:To Twój umysł tworzy problemy. Wszystkie "przeszkody" w praktyce są wewnątrz nas, a nie na zewnątrz.
Kwestia 'problemu' jako pewnej kategorii doswiadczenia faktycznie jest generowana przez nasz umysl. Natomiast na zewnatrz pozostaja sytuacje z ktorymi trzeba pracowac. W rezultacie przeszkody sa rowniez 'na zewnatrz nas' a nie tylko 'w nas'.
Radical Polish Buddhism
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Dokładnie. Nic dodać nic ująć. Wszystko jest filtrowane przez nasz umysł i dopiero wtedy powstaje problem.Intraneus pisze:Niby tak, ale przeciez to tylko od nas zalezy jaki bedzie wynik naszej konfrontacji z danym "problemem". Mowiac inaczej zalezy to tylko od naszego umyslu, w zwiazku z czym "zewnetrzny" problem i tak ostatecznie zawsze jest sprowadzony do bycia problemem tylko i wylacznie "wewnetrznym"
- jerez
- ex Moderator
- Posty: 993
- Rejestracja: wt lut 24, 2004 14:30
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
no przeciez to napisalem w moim poprzednim poscie. Z tym ze ta sytuacja na zewnatrz tak jak napisala moi gdy juz zedrzemy 'te filtracje umyslu' pozostaje. I jesli ta sytuacja nie jest sprzyjajaca po prostu jest nazywana przeszkoda. I dlatego napisalem ze przeszkody sa rowniez na zewnatrz (jako nie sprzyjajace sytuacje z ktorymi trzeba pracowac - uwaga! nie pisze o kategorii 'problemu').Nezz pisze:Dokładnie. Nic dodać nic ująć. Wszystko jest filtrowane przez nasz umysł i dopiero wtedy powstaje problem.
i nie ma co takich sytuacji jak zapalenie ucha dziecka sprowadzac intelektualnie 'do przeszkod ktore sa wewntarz nas'. sorry, ale to bez sensu
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
O, dzięki Ci, Jedyny- Który- Rozumieszi nie ma co takich sytuacji jak zapalenie ucha dziecka sprowadzac intelektualnie 'do przeszkod ktore sa wewntarz nas'. sorry, ale to bez sensu Smile
Pozdrawiam.m.
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Właśnie nie rozumiem tego. Dziecko ma zapalenie ucha. Ok. któż nie choruje? Ludzka rzecz chorować.., pomagam mu, idę z nim do lekarza, opiekuję się, itp.jerez pisze: i nie ma co takich sytuacji jak zapalenie ucha dziecka sprowadzac intelektualnie 'do przeszkod ktore sa wewntarz nas'. sorry, ale to bez sensu
No, ale gdzie tu jest problem, gdzie przeszkoda? Przeszkoda w czym? Zdefiniujcie mi tą przeszkodę... Czym ona jest?
Ja po prostu wychodzę z założenia, że: Im więcej mówimy o uwolnieniu się od swoich problemów, tym bardziej stają się one rzeczywiste i tym więcej powodują cierpienia.
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Widzisz, to jest tak: zwykle to matka idzie z dzieckiem do lekarza, nie wiem, czemu tak się utarło, ale chodzę ze swoim dzieckiem do lekarza i widzę to jak na dłoni - same matki, od czasu do czasu para z dzieckiem...mogę tego nie nazwać problemem: po prostu to ja chodzę z dzieckiem do lekarza. Idźmy dalej:dziecko ma zapalenie ucha, pies się czymś struł, kaloryfer się popsuł, nie ma ciepłej wody, obiad nie ugotowany, chata nie posprzątana ( wszystko zdarzyło się naprawdę)... tu się zaczyna stereotypowe myślenie o takiej sytuacji: bo albo winna jest kobieta, która nad tym nie panuje ( a nie wiedzieć czemu utarło się,ze powinna),albo..życie jest podłe :mrgreen: Wydaje mi się, ze to zwykle kobiety ratują takie sytuacje, mężczyźni zaczynają właśnie rozmawiać w stylu "przefiltrujmy to przez umysł", itp ..no albo poddają się zupełnie i rzucają tekstami o podłym życiu, itpWłaśnie nie rozumiem tego. Dziecko ma zapalenie ucha. Ok. któż nie choruje? Ludzka rzecz chorować.., pomagam mu, idę z nim do lekarza, opiekuję się, itp.
No, ale gdzie tu jest problem, gdzie przeszkoda? Przeszkoda w czym? Zdefiniujcie mi tą przeszkodę... Czym ona jest?
- jerez
- ex Moderator
- Posty: 993
- Rejestracja: wt lut 24, 2004 14:30
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
przeczytaj poprzedni (mój ) post. albo zacytuje siebie:Nezz pisze:No, ale gdzie tu jest problem, gdzie przeszkoda? Przeszkoda w czym? Zdefiniujcie mi tą przeszkodę... Czym ona jest?
dodam tylko ze niesprzyjajaca sytuacja to cos co ci nie sprzyja, frustruje, ogranicza, tłamsi. Np. zła sytuacja w domu.jerez pisze:Z tym ze ta sytuacja na zewnatrz tak jak napisala moi gdy juz zedrzemy 'te filtracje umyslu' pozostaje. I jesli ta sytuacja nie jest sprzyjajaca po prostu jest nazywana przeszkoda. I dlatego napisalem ze przeszkody sa rowniez na zewnatrz (jako nie sprzyjajace sytuacje z ktorymi trzeba pracowac - uwaga! nie pisze o kategorii 'problemu').
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Zdravo!
Badałem temat "Funkcje społeczne kobiety w społeczeństwach wyznajacych buddyzm theravada"... byłem tez na konferencji "Kobieta w religjach - obecnośc nie tylko milcząca".. chętnie udostępnie materiały i efekty moich badań...
Temat jest o tyle ciekawy iż bardzo rzadko poruszany...
Badałem temat "Funkcje społeczne kobiety w społeczeństwach wyznajacych buddyzm theravada"... byłem tez na konferencji "Kobieta w religjach - obecnośc nie tylko milcząca".. chętnie udostępnie materiały i efekty moich badań...
Temat jest o tyle ciekawy iż bardzo rzadko poruszany...
братство и јединство!
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
No nawet biorąc różne nacje pod tym względem, to faktycznie tak jest. Tylko czy ja wiem... czy to jest złe? Czy to ogranicza - bo jeśli tak, to jest chyba złe. Pewnie gdybym była chora, a mąż nie chciałby iść do lekarza z dzieckiem, to obruszyłabym się. W innej sytuacji to jakby dla mnie powinność, bo ja je urodziłam - albo już dałam się omotać stereotypom :roll:moi pisze:Widzisz, to jest tak: zwykle to matka idzie z dzieckiem do lekarza, nie wiem, czemu tak się utarło, ale chodzę ze swoim dzieckiem do lekarza i widzę to jak na dłoni - same matki, od czasu do czasu para z dzieckiem...mogę tego nie nazwać problemem: po prostu to ja chodzę z dzieckiem do lekarza. Idźmy dalej:dziecko ma zapalenie ucha, pies się czymś struł, kaloryfer się popsuł, nie ma ciepłej wody, obiad nie ugotowany, chata nie posprzątana ( wszystko zdarzyło się naprawdę)... tu się zaczyna stereotypowe myślenie o takiej sytuacji: bo albo winna jest kobieta, która nad tym nie panuje ( a nie wiedzieć czemu utarło się,ze powinna),albo..życie jest podłe :mrgreen: Wydaje mi się, ze to zwykle kobiety ratują takie sytuacje, mężczyźni zaczynają właśnie rozmawiać w stylu "przefiltrujmy to przez umysł", itp ..no albo poddają się zupełnie i rzucają tekstami o podłym życiu, itpWłaśnie nie rozumiem tego. Dziecko ma zapalenie ucha. Ok. któż nie choruje? Ludzka rzecz chorować.., pomagam mu, idę z nim do lekarza, opiekuję się, itp.
No, ale gdzie tu jest problem, gdzie przeszkoda? Przeszkoda w czym? Zdefiniujcie mi tą przeszkodę... Czym ona jest?
Ale Dorotko, nie wie wszystkich domach tak jest.
- Intraneus
- ex Moderator
- Posty: 3671
- Rejestracja: pt cze 25, 2004 13:03
- Tradycja: Youngdrung Bon
- Lokalizacja: Pless/Silesia
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Na zewnatrz sa sytuacje. Przeszkody sa wewnatrz.jerez pisze:Nezz napisał/a:
Dokładnie. Nic dodać nic ująć. Wszystko jest filtrowane przez nasz umysł i dopiero wtedy powstaje problem.
no przeciez to napisalem w moim poprzednim poscie. Z tym ze ta sytuacja na zewnatrz tak jak napisala moi gdy juz zedrzemy 'te filtracje umyslu' pozostaje. I jesli ta sytuacja nie jest sprzyjajaca po prostu jest nazywana przeszkoda. I dlatego napisalem ze przeszkody sa rowniez na zewnatrz (jako nie sprzyjajace sytuacje z ktorymi trzeba pracowac - uwaga! nie pisze o kategorii 'problemu').
i nie ma co takich sytuacji jak zapalenie ucha dziecka sprowadzac intelektualnie 'do przeszkod ktore sa wewntarz nas'. sorry, ale to bez sensu Smile
Radical Polish Buddhism
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
jesli chodzi o glówny temat to polecam artykul:
http://www.rime.pl/index.php?module=Con ... 21&meid=30
http://www.rime.pl/index.php?module=Con ... 21&meid=30
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Bardzo dobry artykuł - polecam:rafciu pisze:jesli chodzi o glówny temat to polecam artykul:
W podobnym duchu wypowiada się także w/w czcigodna Khandro Rinpocze, która mówi tak : „Osobiście uważam, że niektóre bardzo mocne hasła feministek nie są konieczne... Jednak w pełni podzielam ich postulaty dotyczące wykształcenia i dostępu do wiedzy. Dobre wykształcenie to podstawa wszelkich zmian. Ważna jest także swoboda wyznania i możliwość praktyki religijnej. Niektórzy sądzą, że takie poglądy wiążą się z feministycznym punktem widzenia. Ale i tak trzeba mówić o tym na głos. Poza tym myślę, że w dużej mierze zależy to od samych kobiet, od ich świadomości tego, co im się należy. Jestem o tym przekonana. Nikt nie da ci należnych praw, jeśli nie postarasz się o nie .”
Wg mnie ( na tyle, ile rozumiem ten problem), zabrakło tu tylko rysu historycznego, który umieściła w swojej książce np. Tsulrim Allione i który b. dobrze tłumaczy w jaki sposób doszło do "przemieszania" symboliki żeńskiej i męskiej w buddyzmie tybetańskim na skutek napływu nauk z Indii.
Mam jeszcze pytanie o autora tego artykułu - bo nie mogłam znaleźć jego danych : czy jest znane jego imię i nazwisko?
Pozdrawiam.m.
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Również odnoszę takie wrażenie...A po materiały do lektury zgłoszę się na pewno. Siristru, a czy zgodziłbyś się je w cytatach udostępnić publicznie, w tej rozmowie np.?siristru pisze:Temat jest o tyle ciekawy iż bardzo rzadko poruszany...
Pozdrawiam.m.
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Są inne, jak najbardziej. Poprzez "równouprawnienie" rozumiem takie samo - równe - prawo do wyborów, takie jakie mają mężczyźni. Jeśli chcę być skoczkiem spadochronowym, albo kierowcą rajdowym, to powinnam mieć do tego prawo, a nie być wyśmianą, bo to "są męskie zajęcia", a ja jestem kobietą.moi pisze:O "równouproawnienie" walczą feministki, ale mnie się to wydaje nieporozumieniem. Kobiety są "inne" i z tej "inności " powinny się nauczyć czerpać siłę, a nie upodabniać do mężczyzn, bo jest to po prostu niemożliwe.
Nie chcę się upodabniać do mężczyzn, ale nie chcę być traktowana gorzej (cokolwiek by pod tym rozumieć) i tak ja rozumiem równouprawnienie. Mieć równe prawa. Do wyborów, do pracy, do zabawy, do obowiązków. Męskoupodobnienie mnie nie interesuje
Jako tłumacz - nie. Przynajmniej jeszcze nie. Ale... uprawianie wolnego zawodu właśnie uświadamia, jak trudno być kobietą pracującą zawodowo - szczególnie młodą, która "grozi" zajściem w ciążę. Pracując w domu i nie mając szefa nikt mi nie zagrozi, że wyrzuci mnie z pracy, moi klienci o mojej ciąży nie będą wiedzieć, ani o moich małych, chorowitych dzieciach. Po prostu mogę nie przyjąć zlecenia, albo wykonać je po pójściu do lekarza/odprowadzeniu dziecka do żlobka/przedszkola/szkoły. Nikt mi w życie nie zagląda i to daje mi wolność.A czy np. w swojej praktyce ( nie tylko w życiu) spotkałaś się Tvbtiger z utrudnieniami i przeszkodami, wynikającymi z tego,ze jesteś kobietą?
Z tego co wiem tłumaczki też nie tracą klientów, gry robią okołoporodową przerwę w pracy. Informują klienta co i jak, otrzymują gratulacje, a po powrocie 95% z nich dalej współpracuje ze swoimi stałymi klientami.
Ale istnieje taki niepisany podział, że kobiety tłumacze są lepsze do tekstów humanistycznych, a mężczyźni do technicznych. Jednak w praktyce nie wpływa to specjalnie na pracę. Sama tłumaczę dużo instrukcji obsługi, nigdy nikt nie miał problemu z tym, że jestem kobietą. To bardziej taki zakorzeniony stereotyp, niż rzeczywistość i mimo istnienia stereotypu, ja osobiście nie czuję, żeby przekładał się na rzeczywistość. Przynajmiej nie w dużej skali. Poważniejszy problem mamy z podziałem na kraje, ale to już inny temat.
To nie do końca tak. Kiedy tłumaczę kolejną instrukcję obsługi z serii "wciśnij Play, wciśnij Stop" to muszę sobie robić krótką przerwę co jakiś czas. Łyk herbatki, zajrzenie na jakieś forum, albo wyjrzenie przez okno na brudne podwórko. Czasami więc jest to forma krótkiego odpowczynku i zebrania sił, a nie słabość i lenistwoNezz pisze:Ale czyja to wina? Nasza. Jesteśmy słabi i nie potrafimy odmówić sobie żeby nie klilknąc tu czy tam, żeby nie przeczytać tego czy tamtego, żeby nie ściągnąć, nie obejrzeć, itp.
A on je spłodził, więc też powinien czuć się za nie odpowiedzialny i o nie dbać. Nie odzieraj ojca swojego dziecka z tych obowiązków/przyjemności/powinności. To także dziecko mężczyzny, nie tylko kobiety, choć to jej organizm ma więcej pracy. Tak już wymyśliła natura.karmapema pisze:dla mnie powinność, bo ja je urodziłam
Jeśli masz problem, który można rozwiązać, to po co się martwisz? Jeśli masz problem, którego nie można rozwiązać, to po co się martwisz?
- jerez
- ex Moderator
- Posty: 993
- Rejestracja: wt lut 24, 2004 14:30
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
ostatecznie to tylko slowa slowa slowa. Pozostaja tylko sytuacje z ktorymi trzeba pracowac. Zarówno na zewnatrz nas jak i wewnatrz nas w naszej przestrzeni psychicznej Jedne są sprzyjajace inne nie. Te nie sprzyjajace nazywam przeszkodami.Na zewnatrz sa sytuacje. Przeszkody sa wewnatrz.
- jerez
- ex Moderator
- Posty: 993
- Rejestracja: wt lut 24, 2004 14:30
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
tvbtiger pisze:To nie do końca tak. Kiedy tłumaczę kolejną instrukcję obsługi z serii "wciśnij Play, wciśnij Stop" to muszę sobie robić krótką przerwę co jakiś czas. Łyk herbatki, zajrzenie na jakieś forum, albo wyjrzenie przez okno na brudne podwórko. Czasami więc jest to forma krótkiego odpowczynku i zebrania sił, a nie słabość i lenistwo
zgadzam sie w pelni sam wlasnie wtranzalam sniadanko w przerwie w pracy przy kompie
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Dokładnie tak uważam. Ponad to oświadczenie dukkha związanej z codzienną egzystencją JEST WARTOŚCIOWE dla praktyki duchowej dalece bardziej niż leżenie na atłasowej poduszce i zajadanie ptasiego mleczka.Intraneus pisze:Na zewnatrz sa sytuacje. Przeszkody sa wewnatrz.
Te wszystkie problemy pokazują nam jak nietrwałe i iluzoryczne są obiekty, w których zwykliśmy upatrywać źródła naszego szczęścia (partner, potomstwo, kariera zawodowa etc.).
Refleksja nad tym prowadzi do wyboru drogi, która wiedzie do tego co nie podlega cierpieniu.
Dla jasności polecam lekturę sutty o Szlachetnym Poszukiwaniu TEKST SUTTY
Kluczowy fragment:
Mnisi, są dwa rodzaje poszukiwań; szlachetne poszukiwanie i pospolite poszukiwanie. Co to jest pospolite poszukiwanie? Ma miejsce wtedy, gdy ktoś, będąc samemu podległym narodzinom, szuka czegos co jest także podległe narodzinom. Będąc samemu podległym starzeniu się szuka czegoś co jest także podległe starzeniu się. Będąc samemu podległym chorobie szuka czegoś co jest także podległe chorobie. Będąc samemu podległym śmierci szuka czegoś co jest także podległe śmierci. Będąc samemu podległym cierpieniu szuka czegoś co jest także podległe cierpieniu. Będąc samemu podległym smutkowi szuka czegos co jest także podległe smutkowi.
Co może być podległe narodzinom? Współmałżonkowie i dzieci podległe są narodzinom. Męzczyźni i kobiety, służba... kozy i owce... drób i świnie... słonie, bydło, konie i klacze... złoto i srebro podległe są narodzinom. Te rzeczy podporządkowane są narodzinom i ten, kto jest do nich przywiązany, zakochany w nich, kto całkowicie został przez nie zaślepiony, będąc podległym narodzinom, szuka czegoś co jest także podległe narodzinom.
Co może być podległe starzeniu się... chorobie... śmierci... cierpieniu... smutkowi? Współmałżonkowie i dzieci podległe są starzeniu się... chorobie... śmierci... cierpieniu... smutkowi. Męzczyźni i kobiety, służba... kozy i owce... drób i świnie... słonie, bydło, konie i klacze... złoto i srebro podległe są starzeniu się... chorobie... śmierci... cierpieniu... smutkowi. Te rzeczy podporządkowane są starzeniu się... chorobie... śmierci... cierpieniu... smutkowi i ten, kto jest do nich przywiązany, zakochany w nich, kto całkowicie został przez nie zaślepiony, będąc podległym starzeniu się... chorobie... śmierci... cierpieniu... smutkowi szuka czegoś co jest także podległe starzeniu się... chorobie... śmierci... cierpieniu... smutkowi. To jest pospolite poszukiwanie.
A co to jest szlachetne poszukiwanie? Ma miejsce wtedy, gdy ktoś, będąc samemu podległym narodzinom, widząc ułomność narodzin, szuka tego co nienarodzone, ostatecznego zrzucenia jarzma: Wyzwolenia. Będąc samemu podległym starzeniu się... chorobie... śmierci... cierpieniu... smutkowi, widząc ułomność starzenia się... choroby... śmierci... cierpienia... smutku, szuka tego co nie-starzejące, tego co nie-chorujące, tego co nieśmiertelne, tego co nie-cierpiące, tego co nie-smutne, ostatecznego zrzucenia jarzma: Wyzwolenia. Oto jest szlachetne poszukiwanie.
"Podobnie jak wielkie morze ma tylko jeden smak - smak soli, tak też, ta Nauka i Dyscyplina ma tylko jeden smak - smak wyzwolenia". Udana V.5, Uposatha Sutta.
- Intraneus
- ex Moderator
- Posty: 3671
- Rejestracja: pt cze 25, 2004 13:03
- Tradycja: Youngdrung Bon
- Lokalizacja: Pless/Silesia
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Ja mam troche inna definicje. Tak dluga jak sytuacja mnie nie dotyczy, tak dlugo jest sytuacja. Jak zaczyna mnie dotyczyc, staje sie wewnetrznym problemem. W zwiazku z tym, nie ma problemow zewnetrznych, bo przeciez one mnie nie dotycza/nie istnieja w mym wszechswiecie/nie jestem ich swiadom.jerez pisze:ostatecznie to tylko slowa slowa slowa. Pozostaja tylko sytuacje z ktorymi trzeba pracowac. Zarówno na zewnatrz nas jak i wewnatrz nas w naszej przestrzeni psychicznej Jedne są sprzyjajace inne nie. Te nie sprzyjajace nazywam przeszkodami.Na zewnatrz sa sytuacje. Przeszkody sa wewnatrz.
Radical Polish Buddhism
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Rozumiem to doskonale. Zastanawia mnie jedynie, dlaczego,skoro już większość (chyba większość) populacji na świecie przyjmuje, ze kobieta może być skoczkiem spadochronowym, uprawiać sporty ekstremalne, itd, nadal tak niewielu mężczyzn stać na pewnego rodzaju elastyczność przy przejmowaniu "kobiecych" ról. Rozumiem,ze mężczyzna nie jest w stanie wykarmić noworodka, z przyczyn naturalnych ( do tego właśnie natura stworzyła u kobiet odpowiednie warunki fizyczne, itd), ale jak wielu ojców wie, np, że na zapalenie ucha pomagają SUCHE, ciepłe okłady i czym się różni Ibuprofen od Panadolu? Ilu z nich potrafi podać małemu dziecku, lekarstwo, podczas gdy kobieta MUSI umieć to zrobić. Mam wrażenie, ze po prostu mężczyźni z ulgą zwyczajowo "zepchnęli" część funkcji na kobiety, a w utrzymaniu tego statusu pomaga właśnie tradycja i kultura podtrzymująca pewne stereotypy. Na mocy tej właśnie tradycji i kultury to kobietom -tłumaczkom przypadają zwykle do tłumaczenia teksty humanistyczne, zaś mężczyzną - techniczne. Wg mnie męska część populacji skutecznie ogranicza swoją wszechstronność i elastyczność, przy podejmowaniu różnych wyzwań życiowych, dlatego, ze "przenosi" zwyczajowo np. obowiązek zajęcia się chorym dzieckiem wyłącznie na matkę. To z kolei ogranicza swobodę kobiet w dysponowaniu własnym czasem, gdyż "zwyczajowo" musi go ona więcej poświecić na rzecz rodziny ( pomijam początkowy moment, zaraz po narodzinach dziecka, kiedy wiadomo,ze to kobieta - z przyczyn- typowo biologicznych, ponosi wszystkie koszta związane z odchowaniem dziecka, itd). Spotkałam wielu mężczyzn, którzy mówili o równouprawnieniu i o tym,ze kochają swoje kobiety,ale nie potrafili "uwolnić" tych kobiet od większości codziennych problemów związanych z prowadzeniem domu, wychowaniem dzieci, itd...Wszystko to wg mnie odbywa się właśnie w ramach funkcjonowania pewnych stereotypów społecznych, kulturowych , itd, którym ulegamy bezwiednie. I nie chodzi tu wcale o to,ze kobieta ma "dla zasady" przybijać gwoździe, a mężczyzna gotować obiad - chodzi o to, aby w ramach wzajemnego szacunku obydwoje potrafili sobie w tych czynnościach pomagać, a więc też - w razie potrzeby-zastępować.tvbtiger pisze:Nie chcę się upodabniać do mężczyzn, ale nie chcę być traktowana gorzej
jerez pisze:Pozostaja tylko sytuacje z ktorymi trzeba pracowac.
Opisany przeze mnie powyżej ukałd jest właśnie "sytuacją, z którą należy pracowac" .Wtedy zrobi sie więcej miejsca dla obydwojga partnerów i nikt też nie będzie miał pretensji do kobiety,ze "porzuca" rodzinę i robi egoistycznie "coś dla siebie".
Inna sprawą jest natomiast to, że nie ma (lub jest bardzo niewiele) takich książek, nauk, praktyk, które pomagałyby kobietom "odnajdować" swoje miejsce i równowagę pomiędzy życiem rodzinnym, zawodowym, a tym, co cha robić w imię własnego rozwoju. To, co się dzieje w tej chwili w ramach społeczno-kulturowych zawirowań, jest spowodowane głownie działalnością ruchów feministycznych, co nie do końca wydaje mi się słuszne, gdyż służy przede wszystkim zanegowaniu istniejącego obecnie podziału na "męskie" i "kobiece" i odwróceniu go. To nie jest poszukiwanie równowagi i możliwości "uzupełniania się", czy "wzbogacania" o to, co męskie, czy kobiece w duchu nauk buddyjskich, tak jak ja to rozumiem...
Pozdrawiam.m.
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Witaj, Zbyt.zbyt pisze:A co to jest szlachetne poszukiwanie?
Tak, rozumiem ( chyba) co masz na myśli, cytując ten właśnie fragment. Zapominasz jednak, że najszlachetniejszą ( chyba, tak jak ja to zrozumiałam) postawą, jest rezygnacja z własnego wyzwolenia,z własnego dążenia do pełnego rozwinięcia swojej doskonałości,na rzecz uwolnienia innych istot. Funkcję kobiety, jako matki i rodziny w tym "procesie", bardzo dobrze tłumaczy artykuł przywołany przez Rafcia (polecam lekturę, tym bardziej, że są wyraźne odwołania do hinayany):
http://www.rime.pl/index.php?module=Con ... 21&meid=30
Pozdrawiam.m.
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Zapomniałaś chyba dodać "zdaniem Maha i Wadżrajany", a z tego co mi wiadomo nie są one całością wykładni Dhammy buddyjskiej... (póki co)moi pisze:Zapominasz jednak, że najszlachetniejszą ( chyba, tak jak ja to zrozumiałam) postawą, jest rezygnacja z własnego wyzwolenia, z własnego dążenia do pełnego rozwinięcia swojej doskonałości,na rzecz uwolnienia innych istot.
IMHO podstawy Kanoniczne dla takiego poglądu nie istnieją. Siakjamuni nie został oświeconym dlatego, że rezygnował z wyzwolenia i doskonałości lecz dlatego, że dążył do niego ze skrajną determinacją. Pamiętajmy, że dla własnego wyzwolenia porzucił królestwo, żonę i małego synka. Odrzucił wszystko to, co nie było częścią jego szlachetnego poszukiwania. Takie są fakty...
"Podobnie jak wielkie morze ma tylko jeden smak - smak soli, tak też, ta Nauka i Dyscyplina ma tylko jeden smak - smak wyzwolenia". Udana V.5, Uposatha Sutta.
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Fakty są brutalnezbyt pisze:Pamiętajmy, że dla własnego wyzwolenia porzucił królestwo, żonę i małego synka. Odrzucił wszystko to, co nie było częścią jego szlachetnego poszukiwania. Takie są fakty...
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Sądzę, ze gdyby nie byli sobie w stanie bez niego poradzić, na pewno by ich nie porzucił No, to są wiadomo - spekulacje, jednak wiesz, co mam na myśli. Pamiętajmy także, ze Budda Siakjamuni żył w zamknięciu, w odcięciu od cierpienia i reszty świata ( co oczywiście można rozumieć też jako pewnego rodzaju metaforę naszego uwięzienia w ignorancji i naszej ograniczoności, ale podobno takie właśnie było życie Buddy, zanim zdecydował się z niego zrezygnować). Budda chciał zdobyć/rozumiał znaczenie zdobycia doświadczenia i tu ważne wydaje mi się to, co napisałeś wcześniej:zbyt pisze:Pamiętajmy, że dla własnego wyzwolenia porzucił królestwo, żonę i małego synka.
Unikanie posiadania dzieci, gdyż "są kłopotliwe" i "ograniczają naszą wolność" wydaje mi się takim właśnie zamykaniem się w obrębie "Złotego Miasta" oraz unikaniem wszelkich konfrontacji z życiem, z tym, co ono niesie. Wygodnictwem. Oczywiście , nie chodzi tu wcale o to, aby dążyć na siłę, w imię zdobycia tego doświadczenia do jakiegoś surivalu życiowego, typu: piątka dzieci i brak perspektyw na przyszłość, bo nie chodzi o tworzenie kolejnych ograniczeń, ale o pokonywanie ich. Nie pokona się własnych ograniczeń, wybierając jedynie "łatwe "rozwiązania. W ten bowiem sposób zapędzamy się w kolejną ślepą uliczkę, która prowadzi do kolejnych ograniczeń, itd...Dla wielu ludzi zaś - takie mam wrażenie- wizja zostania mnichem, kojarzy się chyba z ucieczką od "przyziemnych", "jałowych" problemów codziennej egzystencji, na rzecz pokonywania problemów natury "duchowej".Ale przecież jedno warunkuje drugie i wydaje mi się, ze nie można być "dobrym" mnichem, jeśli się "ucieka" od zwykłego, świeckiego życia, tylko dlatego,ze ktoś sobie w nim nie radzi...zbyt pisze:Ponad to oświadczenie dukkha związanej z codzienną egzystencją JEST WARTOŚCIOWE dla praktyki duchowej dalece bardziej niż leżenie na atłasowej poduszce i zajadanie ptasiego mleczka.
Pozdrawiam.m.
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Kto jest kiepski w życiu, będzie kiepski w pracy nad sobą.moi pisze:Ale przecież jedno warunkuje drugie i wydaje mi się, ze nie można być "dobrym" mnichem, jeśli się "ucieka" od zwykłego, świeckiego życia, tylko dlatego,ze ktoś sobie w nim nie radzi...
- jerez
- ex Moderator
- Posty: 993
- Rejestracja: wt lut 24, 2004 14:30
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Znajomy mi opowiadal taka historie ktora sie wydarzyla naprawde. On wraz z przyjaciolmi zwiedzali klasztor bendyktynow i w pewnym momecie jeden z nich zazartowal do opata cos w stylu: Pieknie tu macie. Tak spokojnie. Jak mi sie znudzi zycie to do was przyjde.moi pisze:Ale przecież jedno warunkuje drugie i wydaje mi się, ze nie można być "dobrym" mnichem, jeśli się "ucieka" od zwykłego, świeckiego życia, tylko dlatego,ze ktoś sobie w nim nie radzi...
on odpowiedzial: wiesz zeby tu przyjsc musisz naprawde mocno kochac zycie i swiat:)
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Może pomocna będzie "Tybetańska joga snu i śnienia" Tenzina Wangyala Rinpoche.moi pisze: Inna sprawą jest natomiast to, że nie ma (lub jest bardzo niewiele) takich książek, nauk, praktyk, które pomagałyby kobietom "odnajdować" swoje miejsce i równowagę pomiędzy życiem rodzinnym, zawodowym, a tym, co cha robić w imię własnego rozwoju.
W gruncie rzeczy praktykuje się ją cały dzień (życie to sen) i nie koliduje ze sprawami rodzinnymi, zawodowymi.
ps. Niestety biegłym adeptem tej sztuki nie jestem. Coś mi się tylko kiedyś na ten temat przeczytało i teraz przypomniało.
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Piękna historia. W odniesieniu do współczenych kobiet w buddyzmie można by to chyba opowiedzieć tak,że matka, która na parę godzin dziennie podrzuca swoje dziecko do opieki innym, by zająć się swoją praktyką, robi to właśnie z miłości do tych dzieci. Jeśli ktoś jej rzuca kłody pod nogi, że "nie powinna" tak robić , bo "dzieci są najważniejsze", albo ze "powinna" się zająć w tym czasie np. zarabianiem pieniędzy - po prostu nie jest w stanie tego zrozumieć.Znajomy mi opowiadal taka historie ktora sie wydarzyla naprawde. On wraz z przyjaciolmi zwiedzali klasztor bendyktynow i w pewnym momecie jeden z nich zazartowal do opata cos w stylu: Pieknie tu macie. Tak spokojnie. Jak mi sie znudzi zycie to do was przyjde.
on odpowiedzial: wiesz zeby tu przyjsc musisz naprawde mocno kochac zycie i swiat:)
A znam, niestety, takie sytuacje (niekoniecznie z autopsji, ale z b. bliska).Wg mnie są one ściśle powiązane właśnie ze stereotypowym postrzeganiem funkcji kobiety w społeczeństwie i rodzinie...Walka z nimi, to ciężka praca na ugorze...
Pozdrawiam.m.
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Dzięki, Tabs. Nauk nigdy dosyć. Szczególnie, ze większość z nas, ma do nich dostęp chyba właśnie głównie za pośrednictwem netu i tego forum, Tak, że tym bardziej - dziękuję za wersję elektroniczną tej książkitaps pisze:Może pomocna będzie "Tybetańska joga snu i śnienia" Tenzina Wangyala Rinpoche.
Pozdrawiam.m.
PS: Piękne jest to zdjęcie Tenzina Wangyala Rinpoche na stronie głównej..można się naprawdę wzruszyć
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Czy z tego, że ktoś zostaje mnichem wynika, że ucieka on od codziennej egzystencji? Czy większość z pośród ubierających szafranowe szaty to ludzie nie radzący sobie w życiu? IMHO tego rodzaju poglądy to czysta propaganda.moi pisze:Dla wielu ludzi zaś - takie mam wrażenie- wizja zostania mnichem, kojarzy się chyba z ucieczką od "przyziemnych", "jałowych" problemów codziennej egzystencji, na rzecz pokonywania problemów natury "duchowej".Ale przecież jedno warunkuje drugie i wydaje mi się, ze nie można być "dobrym" mnichem, jeśli się "ucieka" od zwykłego, świeckiego życia, tylko dlatego,ze ktoś sobie w nim nie radzi...
Można wiedzieć na jakiej podstawie formułujesz takie sugestie? O życiu ilu mnichów masz pojęcie, albo z iloma w ogóle utrzymujesz kontakt? Jednym słowem - co jest faktyczną podstawą dla Twojego "wrażenia"?
"Podobnie jak wielkie morze ma tylko jeden smak - smak soli, tak też, ta Nauka i Dyscyplina ma tylko jeden smak - smak wyzwolenia". Udana V.5, Uposatha Sutta.
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Ja tego nie napisałam, nawet nie sugerowałam tego. Napisałam,że odnoszę wrażenie, iż większość ludzi tak sobie właśnie wyobraża "bycie mnichem".Dokładnie tak, jak to ilustruje historyjka Jereza.zbyt pisze:Czy z tego, że ktoś zostaje mnichem wynika, że ucieka on od codziennej egzystencji?
To, co piszą inni na ten temat, to ,co mówią w rozmowie ze mną, takie potoczne wyobrażenia, które funkcjonują...naprawdę funkcjonują bardzo poważnie wśród ludzi ( vide: historyjka Jereza)zbyt pisze:Jednym słowem - co jest faktyczną podstawą dla Twojego "wrażenia"?
Z jedna mniszką. Jest świetna (tzn. kompetentna, mądra i uważna) we wszystkim, co robi dlatego jej ufam, zarówno jako osobie świeckiej, jak i jako osobie, która przyjęła pewne ślubowania i żyje wg nich (czyli jako mniszka).zbyt pisze:O życiu ilu mnichów masz pojęcie, albo z iloma w ogóle utrzymujesz kontakt?
Pozdrawiam.m.
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Moi, pamiętaj, że japońscy mnisi według wszelkich niejapońskich norm nie są mnichami, bo nie obowiązuje ich celibat.moi pisze: Z jedna mniszką. Jest świetna (tzn. kompetentna, mądra i uważna) we wszystkim, co robi dlatego jej ufam, zarówno jako osobie świeckiej, jak i jako osobie, która przyjęła pewne ślubowania i żyje wg nich (czyli jako mniszka).
Pzdr
Piotr
- moi
- Posty: 4728
- Rejestracja: śr sie 09, 2006 17:01
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Zen Soto (sangha Kanzeon)
- Lokalizacja: Dolny Ślask
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Rozumiem, ale znając te osobę, wiem też ,ze wyrzekła się życia rodzinnego, gdyż poświęciła je innym osobom...Celibat nie jest tu chyba jakimś wyznacznikiem bycia mnichem, wszystko chyba zależy od tego,jakiego rodzaju ślubowania się przyjmie...Tsultrim Allione, zwróciła ślubowania po trzech i pół roku bycia mniszką, gdyż takie było jej wewnętrzne odczucie (pojawiały się nieustanne myśli o urodzeniu dziecka i posiadaniu rodziny, itp). Nie wpłynęło to w niczym na dalsze działania przez nią podejmowane: nadal studiowała nauki buddyjskie, uczyła się języka tybetańskiego, prowadziła kursy dla początkujących i przygotowywała do druku kolejne książki poświęcone tematyce buddyjskiej, pracowała na rzecz swojego klasztoru i organizacji wspierających Tybet - czyli robiła to samo, co przed zwróceniem ślubowań. Jesli ślubowania stoją w sprzeczności z pragnieniem posiadania rodziny, itd - to należy je zwrócić, gdyż tego wymaga tradycja. Natomiast znamienne jest to, co przy tej okazji powiedział Tsultrim Allione jej nauczyciel - Abo Rinpocze (sam ma czwórkę dzieci i żonę): " Wszystkie mniszki powinny mieć dzieci". Możesz to rozumieć oczywiście na wiele różnych sposobów, ale wydaje mi się, ze każdy z nas wyraźnie czuje, czy to ,co robi stoi w sprzeczności z jego własnymi odczuciami, czy nie.Tradycję należy uszanować, ale też nie dać się jej "zubożyć", "ograniczyć" przez ślepe naśladowanie.To są wskazówki, nie -dyrektywy do wykonania. Sadzę,że i Tsultrim Allione w swoim postępowaniu ( czyli utrzymaniu ślubowań w "świeckim wymiarze") i Abo Rinpocze w swoich słowach - to właśnie mieli na myśli.iwanxxx pisze:Moi, pamiętaj, że japońscy mnisi według wszelkich niejapońskich norm nie są mnichami, bo nie obowiązuje ich celibat.
Pozdrawiam.m.
- miluszka
- ex Global Moderator
- Posty: 1515
- Rejestracja: śr sie 04, 2004 15:27
- Tradycja: buddyzm tybetański Kagju
- Lokalizacja: Kraków
Re: Tylko dla orlic, czyli o kobietach w buddyzmie
Dopiero teraz wczytałam się w waszą dyskusję, ważną i potrzebną. Artykuł o kobietach w buddyzmie( Rafała B.?? - dobrze zgaduję?) czytałam już wcześniej, ale sądzę, że jest on nazbyt optymistyczny, choć bardzo interesujący. To prawda, jeśli się jest uczniem Khandro Rinpocze, albo ma się z Nią kontakt, nikt ani przez chwilę nie pomyśli, że kobieta ma trudniejszą czy dłuższą drogę do oświecenia. Jednak w czasach mahajany kobiety wcale nie były w pełni docenione. Nawet w Bodhisattwabhumi jest napisane:
„W pełni doskonali buddowie nie są kobietami. A dlaczego? Dlatego, że bodhisattwa na drodze do oświecenia całkowicie porzuca stan kobiecy. Dążąc do najwyższego tronu oświecenia, nie odradza się już nigdy jako kobieta. Wszystkie kobiety z natury są bowiem pełne splamień, zaś ich inteligencja jest mała. A nikt, kto z natury jest pełen splamień i słabej inteligencji, nie osiągnie doskonałego stanu buddy"
Ale za to niezawodny Nagardżuna pisze:
Choć nauki tantryczne wysoko oceniały duchowe możliwości kobiet , ich pozycja w tradycyjnych społecznościach nadal była niska, musiały pozostawać pod kuratelą ojca lub męża. Nieco lepsza niż w Chinach i Indiach była sytuacja kobiety w Tybecie. Często zajmowały się samodzielnie handlem, interesami lub nadzorem nad trzodami. Jednak indyjskie wzorce, niechętne klasztornemu życiu kobiet, przeniknęły także i tu. W rezultacie klasztory żeńskie były mniej liczne i bardzo ubogie, trudno w nich też było o wykwalifikowanego nauczyciela czy nauczycielkę. Zanikła też linia w pełni wyświęconych mniszek. Choć istnieją opowieści o wielkich joginkach (o Jeszie Cogjal, czy o Maczik Labdryn słyszał chyba każdy, kto miał nawet niewielką styczność z buddyzmem tybetańskim), na pewno było ich mniej w historii Tybetu niż joginów. Także system tulku oparty jest na patriarchalnych zasadach. Nauczyciele buddyjscy, którzy przyjeżdżają na Zachód by nauczać, twierdzą, że fakt, iż inkarnowanymi lamami byli głównie mężczyźni wiązał się jedynie z przyzwyczajeniami uczniów . Nauczyciele – mężczyźni byli bowiem bardziej poważani, a przez to uważniej słuchani. A zatem tulku odradzali się jako mężczyźni, gdyż zgodnie z tybetańskim buddyzmem, nauczyciel pojawia się w takiej formie, by zaspokoić potrzeby uczniów. Teraz jednak, jak zapewniają współcześni lamowie, możemy oczekiwać wzrostu liczby żeńskich inkarnacji, gdyż zachodni adepci buddyzmu chętnie i bez uprzedzeń słuchają kobiet. Istotnie, Khandro Rinpocze naucza bardzo wiele na całym świecie, zyskując powszechne uznanie i gromadząc rzesze uczniów zwłaszcza w krajach Europy i Ameryki Północnej. Choć jest nauczycielką surową i wymagającą, coraz więcej osób, zwłaszcza kobiet chce praktykować pod jej osobistym nadzorem. Ciągle jest jednak jedną z nielicznych kobiet – nauczycielek, a jedyną o randze równej najwyższym męskim inkarnacjom. Czy pojawią się następne? Odpowiedź na to przyniesie dopiero przyszłość.
Czyli - wcale tak dobrze nie jest, jak być powinno, zgodnie zwłaszcza z tym, co głosi Nagardżuna oraz współcześni mistrzowie, jak Namkhai Norbu i Khenpo Cultrim Rinpocze:
Namkai Norbu, nauczyciel dzogczen , twierdzi, że kobiety mają większą zdolność do osiągnięcia „tęczowego ciała” – rezultatu praktyki, niż mężczyźni. Z kolei Khenpo Cultrim, nauczyciel z linii Kagju twierdzi, że woli nauczać mniszki niż mnichów, są one bowiem o wiele mniej skupione na doczesnych celach.
A tak dla Moi - moje dzieci już są na swoim, nie wymagają zbyt wiele uwagi ( chyba, że przyjdą się wypłakać na kłopoty w pracy lub z chłopakiem), a jak i tak mam problemy ze znalezieniem czasu do praktyki. Mam bowiem taką pracę, że obfituje w spotkania popołudniowe i wieczorne, często wypadające zupelnie niespodziewanie. Tak, ,że nie kijem go to pałką.
„W pełni doskonali buddowie nie są kobietami. A dlaczego? Dlatego, że bodhisattwa na drodze do oświecenia całkowicie porzuca stan kobiecy. Dążąc do najwyższego tronu oświecenia, nie odradza się już nigdy jako kobieta. Wszystkie kobiety z natury są bowiem pełne splamień, zaś ich inteligencja jest mała. A nikt, kto z natury jest pełen splamień i słabej inteligencji, nie osiągnie doskonałego stanu buddy"
Ale za to niezawodny Nagardżuna pisze:
A to autocytat z jakiegoś mojego artykułu :Ponieważ przestrzeń rzeczywistości nie jest „ja”
Nie ma tam „kobiety”, nie ma tam „mężczyzny”
- Całkowicie wolna od wszelkiego lgnięcia
Jak więc można to opisać jako „ja”?
Jeśli patrzy się na zjawiska bez przywiązania
Nie postrzega się ni mężczyzny ni kobiety.
Jednak by ujarzmić oślepionych pożądaniem
Uczy się o „kobiecie” i „mężczyźnie”.
Choć nauki tantryczne wysoko oceniały duchowe możliwości kobiet , ich pozycja w tradycyjnych społecznościach nadal była niska, musiały pozostawać pod kuratelą ojca lub męża. Nieco lepsza niż w Chinach i Indiach była sytuacja kobiety w Tybecie. Często zajmowały się samodzielnie handlem, interesami lub nadzorem nad trzodami. Jednak indyjskie wzorce, niechętne klasztornemu życiu kobiet, przeniknęły także i tu. W rezultacie klasztory żeńskie były mniej liczne i bardzo ubogie, trudno w nich też było o wykwalifikowanego nauczyciela czy nauczycielkę. Zanikła też linia w pełni wyświęconych mniszek. Choć istnieją opowieści o wielkich joginkach (o Jeszie Cogjal, czy o Maczik Labdryn słyszał chyba każdy, kto miał nawet niewielką styczność z buddyzmem tybetańskim), na pewno było ich mniej w historii Tybetu niż joginów. Także system tulku oparty jest na patriarchalnych zasadach. Nauczyciele buddyjscy, którzy przyjeżdżają na Zachód by nauczać, twierdzą, że fakt, iż inkarnowanymi lamami byli głównie mężczyźni wiązał się jedynie z przyzwyczajeniami uczniów . Nauczyciele – mężczyźni byli bowiem bardziej poważani, a przez to uważniej słuchani. A zatem tulku odradzali się jako mężczyźni, gdyż zgodnie z tybetańskim buddyzmem, nauczyciel pojawia się w takiej formie, by zaspokoić potrzeby uczniów. Teraz jednak, jak zapewniają współcześni lamowie, możemy oczekiwać wzrostu liczby żeńskich inkarnacji, gdyż zachodni adepci buddyzmu chętnie i bez uprzedzeń słuchają kobiet. Istotnie, Khandro Rinpocze naucza bardzo wiele na całym świecie, zyskując powszechne uznanie i gromadząc rzesze uczniów zwłaszcza w krajach Europy i Ameryki Północnej. Choć jest nauczycielką surową i wymagającą, coraz więcej osób, zwłaszcza kobiet chce praktykować pod jej osobistym nadzorem. Ciągle jest jednak jedną z nielicznych kobiet – nauczycielek, a jedyną o randze równej najwyższym męskim inkarnacjom. Czy pojawią się następne? Odpowiedź na to przyniesie dopiero przyszłość.
Czyli - wcale tak dobrze nie jest, jak być powinno, zgodnie zwłaszcza z tym, co głosi Nagardżuna oraz współcześni mistrzowie, jak Namkhai Norbu i Khenpo Cultrim Rinpocze:
Namkai Norbu, nauczyciel dzogczen , twierdzi, że kobiety mają większą zdolność do osiągnięcia „tęczowego ciała” – rezultatu praktyki, niż mężczyźni. Z kolei Khenpo Cultrim, nauczyciel z linii Kagju twierdzi, że woli nauczać mniszki niż mnichów, są one bowiem o wiele mniej skupione na doczesnych celach.
A tak dla Moi - moje dzieci już są na swoim, nie wymagają zbyt wiele uwagi ( chyba, że przyjdą się wypłakać na kłopoty w pracy lub z chłopakiem), a jak i tak mam problemy ze znalezieniem czasu do praktyki. Mam bowiem taką pracę, że obfituje w spotkania popołudniowe i wieczorne, często wypadające zupelnie niespodziewanie. Tak, ,że nie kijem go to pałką.