Cześć,
stepowy jeż pisze:Łącząc naukę w jedno dochodzimy często do sprzeczności (jeśli chodzi o jej spójność), bo np. psychologia chce by człowiek był szczęśliwy, ekonomia by generował zyski.
Nie stawiałbym znaku równości pomiędzy dziedzinami, nazwijmy je na nasze potrzeby "fundamentalnymi" (matematyka, fizyka) i "szczegółowymi" (chemia, biologia, psychologia, ekonomia). Te drugie w znacznie większym stopniu operują na modelach. Człowiek w ekonomii to tylko model, w którym pewne cechy (dla zastosowań związanych z wyjaśnieniem obrotu pieniędzmi, dobrami, usługami) uwzględnia się, inne zaś celowo (aby uprościć model i móc go łatwiej zrozumieć) ignoruje się.
Tworzenie modeli jest jak najbardziej zrozumiałe i przydatne. Przykładowo, całą chemię (lub przynajmniej dużą część) można wyjaśnić na gruncie fizyki cząstek elementarnych, oddziaływań między cząstkami itd. Ale zaproponowanie odpowiednich eksperymentów, wyciągnięcie pragmatycznych wniosków (aby wykorzystać prawa natury do osiągnięcia korzyści) byłoby zbyt trudne w taki sposób. Dlatego tworzy się modele i w nich upraszcza rzeczywistość, aby łatwiej można ją było zrozumieć. Nie znaczy to jednak, że nie ma tych nauk podstawowych. (Czyli fizyki korzystającej z niektórych pojęć matematycznych do opisu naszego wszechświata. Mógłby istnieć inny wszechświat, mający inną geometrię, matematyka daje pojęcia, fizyka używa tych pojęć, które mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości fizycznej naszego wszechświata. Czy są inne, nie wiemy i nie znamy metod sprawdzenia tego).
Aditya pisze:Myślę, że podejście racjonalistyczne jest na pewno lepsze od przyjmowania wszystkiego na wiarę, jednak istnieje tutaj groźba popadnięcia w imperializm naukowy, a to już jest niebezpieczne.
A to dlaczego niebezpieczne?
stepowy jeż pisze:W prosty sposób obrazując, bierzemy cegłę i budujemy budynek. Komplikujemy to bardzo, dokładamy inne cegły i budynek uzyskuje świadomość, zaczyna żyć po prostu. Nie tylko żyć, ale mieć przede wszystkim świadomość, poczucie tego, że jest. Nikt nie wierzy w to, że krzesło ma choćby zalążek tego, że wie iż jest.
Ja to rozumiem w taki sposób, że nie ilość materii jest tym, co ma wpływ na powstanie życie (i dalej świadomości), a sposób uporządkowania informacji (ułożenia cząsteczek). W mózgu jest wiele obszarów, które się ze sobą komunikują. Część z nich odbiera informacje od "ciała właściwego", część od innych obszarów mózgu, cześć zaś z obu tych źródeł. Co więcej, niektóre obszary mózgu nie tylko przekazują dalej sygnały, ale również otrzymują od innych części mózgu sygnały, które same wcześniej im wysłały, a które przez te kolejne obszary zostały w pewien sposób zmodyfikowane (czyli powstają pętle zwrotne). I właśnie te pętle zwrotne mogłyby mieć kluczowy wpływ na powstanie umysłu, a może i świadomości.
Druga rzecz to powstawanie uczuć, bez których mógłby być możliwy ból, ale nie byłoby cierpienia, mogłoby istnieć zadowolenie, ale nie byłoby szczęścia, mógłby istnieć umysł, ale nie byłoby świadomości i wrażenia subiektywności (jaźni). W jaki sposób może powstać takie wrażenie subiektywności? Umysł musi mieć w miarę stały punkt odniesienia, a przynajmniej stały w trakcie swojego funkcjonowania (czyli umysł byłby takim procesem zachodzącym w mózgu w trakcie jego życia). Co jest w miarę stałe w trakcie życia? Ano, sam organizm.
Jego parametry wahają się dość nieznacznie. Przykładowo, niewielka zmiana temperatury organizmu już powoduje dyskomfort lub poważne zaburzenie funkcjonowania (35 stopni to spore osłabienie, 38 to już gorączka, a to kilka stopni różnicy tylko). Jeśli parametry wychylą się zbytnio, następuje śmierć organizmu. Mózg ciągle mapuje mnóstwo stanów ciała, może zmieniać te stany, zafałszowywać mapowania (jak np. przy użyciu narkotyków lub niektórych naturalnych substancji powstających w organizmie). To właśnie to mapowanie stanów ciała może odpowiadać za uczucia i poczucie jaźni.
Również, tym co odróżnia ciało od nawet bardzo skomplikowanego budynku, jest budulec - w jednym wypadku są to cegły, o dość nieskomplikowanym składzie, w drugim zaś komórki, z mnóstwem organelli, materiałem genetycznym. Sam budulec (cegła, komórka) się różni, nie tylko poziom skomplikowania tworzonych przez niego struktur (budynek, ciało). Choć, rzeczywiście, i jedno i drugie składa się z takich samych atomów (co najwyżej inne ich proporcje). To tylko takie moje przemyślenia laika, poparte literaturą popularnonaukową.
stepowy jeż pisze:Druga sprawa to taka czy istnieje coś takiego jak świat materialny w sensie oddzielenia od niematerialnego. Jak wiemy z fizyki nie. Atomy uformowały się z energii, mogą też w nią się zmienić: E=mc2. Chyba, że używamy tego terminu mając na myśli energię-materię, czyli wszystko co się da "dotknąć" wrzucamy do jednego wora.
W każdym razie jeśli nawet tak na to spojrzymy to w czystej energii (np. fotonach) świadomość musi być potencjalnie zawarta.
Większości materii i energii nie rozumiemy do końca. Zwykła materia to tylko 4% masy wszechświata. Pozostałe 22% to ciemna materia (zauważamy tylko jej oddziaływanie grawitacyjne) i 74% ciemna energia (energia samej próżni).
Również ciekawym pojęciem jest dla mnie fluktuacja kwantowa i kosmiczna inflacja. Dobrze i krótko jest to opisane na Wikipedii (
http://pl.wikipedia.org/wiki/Fluktuacje_kwantowe), w kontekście "chwilowego" załamania zasady zachowania energii i utrwalenia tego stanu przez inflację. Być może to pojęcie rzuca trochę światła na powstanie wszechświata i zależność między energią i materią.
Nie sądziłem, że jest możliwa próba obrony znajdującego się w tekstach opisu góry Meru, a w podanym przez Ciebie linku autor przyrównuje ją do osi magnetycznej Ziemi. Choć to może być nadinterpretacja (prostszym wyjaśnieniem, o co chodziło komuś piszącemu o górze jest to, że chciał napisać o górze, niż o osi magnetycznej) lub próba racjonalizacji (okazało się, że nie ma żadnej góry Meru na środku Ziemi, to może się znajdzie coś innego co da się "podciągnąć" pod to wyjaśnienie jako metaforę). Choć może być i tak, że o to właśnie chodziło Buddzie i są to prawdziwe słowa.
Przypomina mi się, że jacyś muzułmanie próbowali się doszukiwać podobnych "naukowych potwierdzeń" Koranu, w którym jest napisane o "korzeniach gór" i analizować te słowa w świetle współczesnej wiedzy geologicznej (która też o czymś podobnych traktuje), ale niestety nie pamiętam źródła, na które mógłbym się powołać.
Jak to jest z tą wszechwiedzą Buddy? Czy ograniczała się ona tylko do spraw duchowych, czy również oświecenie oznacza znajomość "spraw ziemskich"? Bo jeśli miałaby sięgać trochę dalej, to podanie wyjaśnień, które ewidentnie nie są prawdziwe, podawałoby w wątpliwość również wartość innych nauk. I przede wszystkim to powoduje, że (niestety) ciężko mi w pełni zaakceptować buddyjski przekaz, pomimo tego, że jest dużo bardziej przekonujący od innych religii czy filozofii, a centralne nauki (cztery szlachetne prawdy, ośmioraka ścieżka, współzależne powstawanie) sprawiają wrażenie rozsądnych i jak najbardziej możliwych (choć sam temat reinkarnacji musiałbym dokładniej przemyśleć).
Pozdrawiam!