Po pierwsze zgoda, że nie znamy dokładnie sytuacji jaka jest w tym względzie w Norwegii czy Szwecji. Instytucje państwowe oczywiście będą się broniły, to normalne, że system się broni, ponieważ w tym systemem są osoby, które on żywi. Z drugiej strony są też na pewno takie sytuacje, że rodziny którym zabrano dziecko były patologiczne i być może wiele z tych artykułów jest pisanych tendencyjnie. Biorę to pod uwagę. Ale też przeglądałem różne fora i jest tam kilka relacji z pierwszej ręki z których wynika taka oto patologia tego systemu: dzieci są już informowane w przedszkolach, że rodzice nie mają prawa na nie krzyczeć ani ich bić i jakby co to mogą dzwonić do opieki i się poskarżyć. Czasami jednak dzieci dzwonią i skarżą się nie dlatego, że rodzic zrobił im coś złego, tylko dlatego, że np. rodzic im coś zabrania lub czegoś nie daje lub jeszcze z innych powodów. Dzieci więc zmyślają i nieco koloryzują wydarzenia. Socjal zabiera dziecko i daje do adopcji. Dzieciak dopiero wtedy opamiętuje się, że stało się coś złego i chce sprawę odkręcić, ale jest już za późno, sprawy nie da się odkręcić i pozostaje w adopcji.Flandra pisze: i to jest kwestia sporna między nami. Moim zdaniem państwo ma obowiązek ochrony wszystkich obywateli, również dzieci. Nie można napiętnować niewłaściwego zachowania wobec dorosłych i przymykać oko na to, co ci dorośli wyrabiają z dziećmi. Choć od razu zaznaczę, że odbieranie dzieci rodzicom, za klapsa itp, to nie jest moja wymarzona forma ingerencji...
Przykład ze Szwecji:
Wątpię, żeby te historie były pozmyślane.Ja znam przypadek kiedy gowniare matka przystopowala z imprezami i internetem bo chciala ja na studia wyslac. Dziewuszysko (17lat) poszlo do socjalu i naskarzyla, ze matka jej obiadow nie gotuje i ze ja psychicznie wykancza
dostala rodzine zastepcza i tam 2h internetu w weekend, do domu musiala wracac o 20.00 w dni powszednie, a w weekendy o 22.00 pozniej chciala wszystko odkrecic ale nie dalo sie !!! glupie bachory!
mam nadzieje, ze moje mi sie tak nie odwdziecza kiedys...
To byla moja sasiadka, i mozecie mi wierzyc lub nie wychowujac dziecko sama po smierci meza wlozyla cale serce i dusze w jak najlepszy kontakt z corka. Corka poznala "doborowe" towarzystwo i zaczela zycie (jakby to ujac...) po swojemu. Czy matka miala dac sie jej stoczyc? wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywaly na to, ze mloda w koncu zacznie sie puszczac na centralnym!
Macie racje pominelam dosc wazny szczegol, zanim socjal wkroczyl, corcia trzy razy dzwonila na policje, ze matka uwiezila ja w domu
Po tym jak juz byla w rodzinie zastepczej spotkalam sie z nia (corka) kilka razy, pytala czy moge zeznawac w jej sprawie i potwierdzic, ze jej matka to dobry czlowiek i w zyciu muchy nie skrzywdzilaby (co akurat jest prawda)
Dodam, ze dziewczyna zrozumiala, po fakcie co nawywijala, po dzis dzien nie moze sobie wybaczyc, ze tak potraktowala matke.
Druga sprawa to taka, że państwo dając dzieciom możliwość naskarżenia na rodziców wpływa na wychowanie a właściwie bardziej na brak wychowania dzieci. Zauważ, że jeśli rodzic ma konflikt ze swoim dzieckiem (które np. jest w tzw. trudnym wieku, które zaczyna imprezować, przestaje się uczyć) ma nad sobą bicz instytucji państwowych, które nawet po fałszywym donosie dziecka mogą interweniować. Bojąc się tego rodzic odpuszcza sobie i zezwala na destrukcyjne zachowania, które w konsekwencji niszczą dziecko. Taki schemat jest możliwy i się zdarza (przykład w cytowanym wyżej poście).
Przypomina mi to pewne demony z przeszłości:
pzdr[..]W 1669 r. Królewska komisja śledcza ze Sztokholmu przesłuchała blisko trzysta dzieci z parafii Elfdal i Mora. Obie te parafie leżą w prowincji Dalarna, dość odległej od stolicy Szwecji.
Wysłannicy rządu królewskiego skazali na spalenie siedemdziesiąt kobiet, które dzieci zadenuncjowały jako czarownice.