Książka zrobiła na mnie wrażenie prostotą z jaką wykłada buddyjską filozofię. Czy to pustkę ontologiczną świata czy to siłę poglądu na świat która de facto go kształtuje. Aż dojechałem do rozdziału poświęconego prawu karmy....
I muszę przyznać, że nie dość iż moje wątpliwości względem tego dogmatu nie uległy zmniejszeniu, to jeszcze narosły. Choć z drugiej strony zrozumiałem, że wiara w karmę może pełnić ważną funkcję praktyczno - moralną. A przy tym wydaje się być dość praktyczna i zdroworozsądkowa przy rozstrząsaniu praktycznych problemów moralnych - ale o tym później. Co jednak ugodziło mnie w tekście najbardziej? Właśnie argumentacja, która momentami wydaje mi się bardzo nieuczciwa i stronnicza.
Teraz chciałbym przystąpić krytyki zaprezentowanego w książeczce rozdziału o karmie, obficie posiłkując się cytatami z książki. Kto ma swój egzemplarz a sądzi że cytuję wyrywając z kontekstu albo nieuczciwie - niechaj śmiało zabierze głos.
"W przypadku karmy jako prawa przyczyny i skutku sytuacja ma się podobnie jak w przypadku praw fizyki [...] Nie możemy na przykład podskoczyć wyżej niż metr, wytrenowani lekkoatleci - dwa metry w górę, bo na więcej nie pozwala prawo grawitacji. Jeśli jednak dobrze je znamy i rozumiemy jeszcze parę innych praw fizyki, możemy zbudować rakietę i polecieć na księżyc, do którego dość trudno doskoczyć. To, co niemożliwe, staje się możliwe z chwilą pozyskania wiedzy, która odkrywa niepodejrzewane wcześniej możliwości"
Ten fragment jest kluczowy, będę się często do niego odnosił. Po przeczytaniu pomyślałem: "ok, to nie brzmi jeszcze niedorzecznie, poczekam co autor powie dalej". Dalej autor zaś stwierdził że podstawą buddyzmu nie jest wiara a wiedza i przypomniał zalecenie Buddy by każdą z jego nauk sprawdzać niczym złoto (co nieskromnie mówiąc wydaje mi się że właśnie czynię). Następnie zaś autor starając się unaocznić działanie prawa karmy przykładem, wręcz rozłożył mnie na łopatki.
"Weźmy prosty przykład. Wjeżdżamy spokojnie na skrzyżowanie na zielonym świetle, a z boku na czerwonym bezczelnie wjeżdża w nas [...] inny uczestnik ruchu drogowego. Sytuacja jest oczywista. Odpowiedzialność ponosi nasz nowy znajomy [...] Skłonni bylibyśmy nawet powiedzieć, że ponosi stuprocentową odpowiedzialność, bo to on przecież zignorował czerwone światło, ale wiemy, że gdyby nas tam nie było, wypadek by się nie wydarzył, więc powiedzmy dziewięćdziesiąt pięć procent odpowiedzialności ponosi on, a my skromne pięć. Przy takim podejściu jednak okazuje się, że owe wwiezione przez nas pięć procent pęcznieje nagle do procentów stu, bo jeślibyśmy je wycofali z całej sytuacji, wypadek by się po prostu nie wydarzył. Właśnie dlatego każdy z uczestników tego zdarzenia ponosi ostatecznie stuprocentową odpowiedzialność
![Szok :szok:](./images/smilies/eek.gif)
W pierwszym momencie zbaraniałem. Zwłaszcza przy podkreślonych linijkach. Powiedzieć że ktoś ponosi 95% odpowiedzialności a ja 5% by po chwili przyznać, że skoro by mnie tam nie było to całe zdarzenie nie miałoby miejsca to tak jakby powiedzieć, że ofiara jest równie winna jak oprawca, bo mu się akurat nawinęła.
![Ok! :ok:](./images/smilies/thumbsup.gif)
A jakie praktyczne rozstrzygnięcia nasuwa takie podejście? Tym razem ja posłużę się przykładem: pracujemy w jednym zakładzie na dwóch identycznych stanowiskach. Ja pracuję pół etatu ty zaś cały. W związku z tym powinniśmy otrzymywać takie samo wynagrodzenie, cóż z tego że mój wkład nie równa się twojemu, powinniśmy zarabiać tyle samo gdyż bierzemy udział w życiu tej samej fabryki - mam nadzieję że przykład oraz jego praktyczne konsekwencje są czytelne.
Autor pisze w powyższym fragmencie dużo o niewiedzy. Jestem w istocie tak samo winny jak pijany alkoholik, gdyż nie przewidziałem jego wtargnięcia. Skierowało to moją uwagę na pierwszy zacytowany przeze mnie fragment, ten porównujący karmę do praw fizyki. Autor pisał, że nie możemy podskoczyć na wyżej jak metr przez prawa fizyki, ale możemy dzięki wiedzy wybudować rakietę. Ja jednak widzę błąd w jego rozumowaniu. Nie możemy podskoczyć nie tyle na skutek praw fizyki, co raczej ograniczeń naszego organizmu. Taki kot, pchła bądź kangur zderzają się z tymi samymi prawami jak my, jednakowoż budowa ich organizmu pozwala przezwyciężyć te ograniczenia znacznie skuteczniej niż ma to miejsce w naszym wypadku.
Do czego dążę? Otóż autor tak naprawdę nie wyrzuca mi w drugim fragmencie (choć tego właśnie chce ), że to moja niewiedza obarcza mnie odpowiedzialnością za to że rozbiłem się na wspomnianej drodze (odpowiedzialnością równą tej sprawcy, dodajmy). Autor wyrzuca mi nie to, że nie znam wszystkich warunków, lecz raczej to (choć nie wyrzuca mi tego dosłownie, to konsekwencja analizy jego sposobu myślenia), że nie posiadam umysłu boskiego, nadludzkiego, gotowego przewiedzieć wszystkie możliwości i warunki i zdarzenia (w tym efekt motyla), tak samo jak nie jestem w stanie skakać jak pchła.
Więc skoro idzie tu o ograniczenie organizmu, uważam, że nie ma prawa mieć do mnie o to pretensji. To tak samo, jakby argumentował, że nie jestem w stanie widzieć rzeczy ponad poznaniem, bo kieruję się tylko zmysłami - a przecież inaczej nie mogę.
![Zdegustowany :zdegustowany:](./images/smilies/disgust.gif)
![Przestraszony :przestraszony:](./images/smilies/scared.gif)
Autor następnie co prawda argumentuje rozsądniej, że prawo karmy znaczy by nie być lekkomyślnym, by nie wbiegać na jezdnię, zachować uważność, bo nie znamy wszystkich warunków. Jednakże nie zmienia to faktu, że zaraz po chwili przechodzi do niczym nieuprawnionego wniosku, że jeśli cierpimy, znaczy nabraliśmy negatywnej karmy w przeszłości która łączy nas z kierowcą...i tak dalej. Ja jednak uważam, że tę karmę równie łatwo możnaby zastąpić określeniem przypadek, byłoby stosowniej i logiczniej, jednakowoż pewne dogmaty, a może i w ostatecznej konsekwencji ich całość by się buddyzmowi nie domykała więc trzeba ich bronić z całych sił.
PS. Dowiedziałem się też, że najgorszym spośród niewłaściwych poglądów wg. buddyzmu jest właśnie negacja prawa karmy, co niniejszym czynię. Cóż, na swoją obronę mam tylko to, że czyniąc to chcę być wierny zaleceniu o sprawdzaniu nauk niczym złota
![Zawstydzony :zawstydzony:](./images/smilies/blush.gif)
Tak to widzę, zapraszam do dyskusji.