http://www.thezensite.com/ZenEssays/Cri ... judice.pdf
24 strony, ale szybko robi się ciekawie, już tak koło 4 strony trudno przestać czytać
![Wesoly :)](./images/smilies/smile.gif)
A koniec 18 strony (rozdział Human Rights and Critical Buddhism) i dalej to już hardcore
![żart ;)](./images/smilies/msn-wink.gif)
Pozdrawiam
Adam
Moderator: iwanxxx
pomaranczowa108 pisze:A koniec 18 strony (rozdział Human Rights and Critical Buddhism) i dalej to już hardcore![]()
pomaranczowa108 pisze:A koniec 18 strony (rozdział Human Rights and Critical Buddhism) i dalej to już hardcore
pomaranczowa108 pisze:Co dla was oznacza soto?
Hmm, czy Waszym zdaniem nie jest pewnego rodzaju naiwnością próba oceny szkół buddyjskich i konkretnych postaci średniowiecznej Japonii z punktu widzenia XX-wiecznych standardów praw człowieka?Tomek pisze: ciekawa kwestia jaka pojawia się w innym miejscu, to fakt zaakcentowania krytycznego spojrzenia wobec Dogena i tego w jaki sposób propagatorzy Critical Buddhism mogą w przebiegły sposób wykorzystywać fasadę swojej krytyki wobec Soto po Dogenie, by uchronić samego Dogena przed ewidentnym brakiem zaangażowania z jego strony, w przeciwieństwie do innych reformatorskich postaci z japońskiego buddyzmu, wobec kasty nieczystych, buraku ... Nie przypominam sobie aby w żadnym innym artykule traktującym o krytycznym buddyzmie wyraźny elitaryzm Dogena został poddany krytyce.
Przede wszystkim, czy sądzisz, że naiwnością ze strony samego autora jest zajmowanie się tego typu problematyką? A może Twoim zdaniem sama metodologia jego badań jest nacechowana naiwnością? W końcu, może sądzisz, że wykluczeni z japońskich gett są naiwniakami walcząc o swoje prawa ze średniowieczną - a jak wczytać się głębiej to sięgającą dużo głębiej - ideologią?leszek wojas pisze:Hmm, czy Waszym zdaniem nie jest pewnego rodzaju naiwnością próba oceny szkół buddyjskich i konkretnych postaci średniowiecznej Japonii z punktu widzenia XX-wiecznych standardów praw człowieka?
Jakiś już czas temu na forum pojawił się inny artykuł dotyczący krytycznego buddyzmu, który przynajmniej w moim przypadku wprowadził nieco 'światła' w sztormową atmosferę japońskiego wybrzeża po którym poruszają się autorzy "Pruning the Bodhi Tree -The Storm Over Critical Buddhism". Jak się okazuje koreańskie 'wody' zdają się być nieco mniej zmącone, jeżeli chodzi o dylematy związane z "Innate Enlightenment and No-thought: A Response to the Critical Buddhist Position on Zen"pomaranczowa108 pisze:Dla mnie ciekawe --- hardcorowe--- jest stwierdzenie, wynikające poniekąd z wewnątrz środowiska, o możliwym odejściu całej szkoły od buddyzmu jako takiego. Potężna teza, dość dobrze umotywowana zachowaniem osób kształtowanych _systemowo_ przez tę tradycję.
Prawdziwych motywacji autora nie znam (Ty je znasz?) więc nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem więc czy jest to naiwność, przebiegłość, wyrafinowanie, rodzaj historycznej pasji autora czy jeszcze coś innego.Tomek pisze: Przede wszystkim, czy sądzisz, że naiwnością ze strony samego autora jest zajmowanie się tego typu problematyką?
To jest pytanie raczej techniczne to znaczy pytanie o to czy użyte metody, narzędzia są odpowiednie więc powinieneś zwrócić się w tej kwestii raczej do historyków zajmujących się tym okresem historii Japonii. Czy Ty jesteś autorytetem w tej dziedzinie i oceniasz użytą tutaj metodologię badań jako ,,wyrafinowaną"?Tomek pisze: A może Twoim zdaniem sama metodologia jego badań jest nacechowana naiwnością?
Nie, nie uważam ich za naiwniaków. Skąd w ogóle takie podejrzenie?Tomek pisze: W końcu, może sądzisz, że wykluczeni z japońskich gett są naiwniakami walcząc o swoje prawa ze średniowieczną - a jak wczytać się głębiej to sięgającą dużo głębiej - ideologią?
leszek wojas pisze:Prawdziwych motywacji autora nie znam (Ty je znasz?) więc nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
Z pewnością mogę zaliczyć się do wiernych czytelników Bodiforda, którego warsztat, sądząc choćby po pozycji zajmowanej wśród amerykańskiej buddologii – lista jego publikacji dostępna jest dla każdego internauty – można śmiało określić słowem którym się posłużyłeś - „wyrafinowany”.leszek wojas pisze:Czy Ty jesteś autorytetem w tej dziedzinie i oceniasz użytą tutaj metodologię badań jako ,,wyrafinowaną"?
To nic nie mówi o prawdziwych motywacjach autora.Tomek pisze: Jednym z prostych wniosków pojawiających się po przeczytaniu tekstu jest to, że autor próbuje przedstawić w jaki sposób złożone mechanizmy historyczno (reżim Tokugawa, reforma Meiji) - ideologiczne (wrodzone przebudzenie), w których główny element, czyli największa denominacja buddyjska w Japoni – Soto, przyczyniły się do wywierania ogromnego nacisku na współczesną sytuację japońskich wykluczonych tzw.
Być wiernym czytelnikiem a być autorytetem to dwie różne rzeczy. Może się oczywiście zdarzyć, że wierny czytelnik jest też autorytetem w jakiejś dziedzinie.Tomek pisze: Z pewnością mogę zaliczyć się do wiernych czytelników Bodiforda
Ja nie dostrzegam w tym tekście jakiegoś podwójnego dna. Autor opisuje pewnego rodzaju zjawisko, przedstawia szerszy kontekst ...leszek wojas pisze:To nic nie mówi o prawdziwych motywacjach autora.
A to w jakiś sposób umniejsza ich nauczycielskie kompetencje? Czy z zasady musieli aprobować tego typu praktyki?pomaranczowa108 pisze: Nie zapominajmy, że Maezumi, Suzuki, Uchiyama, cały fundament transmisji soto zen do Ameryki w latach powojennych, to wszystko mnisi wykształceni właśnie w takim kontekście kulturowym, każdy z nich potrafił np. sporządzić rzeczony talizman na skalanie krwią menstruacyjną. Ciekawe pytanie: jak oni odbierali społeczeństwo USA?
Myślę, że nie chodzi oto żeby wskazywać inne buddyjskie tradycje i ich przewinienia lecz by zastanowić się dlaczego akurat Soto zmaga się z tego typu dylematami. Artykuł skupia się przede wszystkim na współczesnych reformach w obrębie tej denominacji, i poza tłem historycznym, tylko pobieżnie wspomina o kwestiach religijnych, doktrynalnych związanych z 'pierwotnym przebudzeniem', 'naturą buddy' i ich szczególnym związkiem z rasistowską polityką w Japonii.Dobek pisze:Jeszcze co do artykułu o Soto: to jest mi ktoś w stanie wskazać jakąś buddyjską tradycję w której historii nie ma podobnych przypadków dyskryminacji, mizygonizmu, ludowego rytualizmu etc.?
Ależ w żadnym wypadku! Wręcz przeciwnie, porzucenie pewnych elementów tradycji soto świadczy być może o niezwykłej wrażliwości społecznej lub świadomości różnic kulturowych i elastyczności w dostosowaniu się do nich.Dobek pisze: A to w jakiś sposób umniejsza ich nauczycielskie kompetencje? Czy z zasady musieli aprobować tego typu praktyki?
Skoro znaleźli ludzi ludzi którym przekazali Dharmę, znaczy z tym odbiorem społeczeństwa w US&A nie było tak źle![]()