Związek z dziewczyną
Moderator: iwanxxx
Związek z dziewczyną
Witam serdecznie,
Praktykuję medytację już od jakiegoś czasu, i niestety powoli zaczynam dostrzegać wszelkie przejawy egoizmu, pragnień itd... Niestety, bo jestem w związku z dziewczyną, i zacząłem rozumieć, że to nie jest "prawdziwa" miłość, że to tak naprawdę mieszanina uczuć, pragnień ego, jeden wielki "teatrzyk". I z jednej strony czuję to "zrozumienie", i jestem wdzięczny za to, ale z drugiej strony czuję, że nie mogę już dłużej z nią być. Zacząłem jej wspominać ostatnio, że medytuję, i ostrzegała mnie, żebym tylko nie przestał jej kochać heh. Ostatnio mieliśmy jakąś rozmowę o tym, że ona mnie potrzebuje, zacząłem starać się jej wytłumaczyć, że tak naprawdę nie potrzebuje mnie jako takiego do szczęścia, że może odnaleźć to szczęście w sobie.. Że poleganie na czymś tak zmiennym jak obecność drugiej osoby prowadzi tylko do cierpienia... No i zrozumiałem, że ona tego nie zrozumie, i że przegiąłem. Od wczoraj się praktycznie nie odzywamy, ale ja wiem, że nie mogę tego dłużej ciągnąć, natomiast koszmarem jest dla mnie, i wylałem od wczoraj już wiele łez z tego powodu, że ona teraz tyle przeze mnie cierpi i jeszcze przecierpi... Czuje się jak totalny cham, ale nie o mnie tu chodzi, ja sobie z tym poradzę, natomiast to, że ona tak będzie cierpieć doprowadza mnie do szaleństwa... Szczególnie, że w miarę dobrze nam się układało (ale to pojęcie względne bo i ja i ona byliśmy często nieszczęśliwi, nie będę się już o tym rozpisywał), a tu z dnia na dzień takie coś... Dochodzę w końcu do takich myśli, żeby jeszcze z nią pobyć, starać się to jakoś wytłumaczyć, ale wiem, że ona nie zrozumie, przekonywanie na siłe o medytacji osobom, które nie są na to przygotowane nie ma sensu, i tak czy siak w końcu musiałbym to zakończyć. Byłbym niesamowicie wdzięczny, gdybyście poradzili mi jakkolwiek jej pomóc, żeby lżej przez to przeszła, może wy mieliście taką sytuację. Dziękuję z góry za wszelkie rady czy słowa krytyki
Praktykuję medytację już od jakiegoś czasu, i niestety powoli zaczynam dostrzegać wszelkie przejawy egoizmu, pragnień itd... Niestety, bo jestem w związku z dziewczyną, i zacząłem rozumieć, że to nie jest "prawdziwa" miłość, że to tak naprawdę mieszanina uczuć, pragnień ego, jeden wielki "teatrzyk". I z jednej strony czuję to "zrozumienie", i jestem wdzięczny za to, ale z drugiej strony czuję, że nie mogę już dłużej z nią być. Zacząłem jej wspominać ostatnio, że medytuję, i ostrzegała mnie, żebym tylko nie przestał jej kochać heh. Ostatnio mieliśmy jakąś rozmowę o tym, że ona mnie potrzebuje, zacząłem starać się jej wytłumaczyć, że tak naprawdę nie potrzebuje mnie jako takiego do szczęścia, że może odnaleźć to szczęście w sobie.. Że poleganie na czymś tak zmiennym jak obecność drugiej osoby prowadzi tylko do cierpienia... No i zrozumiałem, że ona tego nie zrozumie, i że przegiąłem. Od wczoraj się praktycznie nie odzywamy, ale ja wiem, że nie mogę tego dłużej ciągnąć, natomiast koszmarem jest dla mnie, i wylałem od wczoraj już wiele łez z tego powodu, że ona teraz tyle przeze mnie cierpi i jeszcze przecierpi... Czuje się jak totalny cham, ale nie o mnie tu chodzi, ja sobie z tym poradzę, natomiast to, że ona tak będzie cierpieć doprowadza mnie do szaleństwa... Szczególnie, że w miarę dobrze nam się układało (ale to pojęcie względne bo i ja i ona byliśmy często nieszczęśliwi, nie będę się już o tym rozpisywał), a tu z dnia na dzień takie coś... Dochodzę w końcu do takich myśli, żeby jeszcze z nią pobyć, starać się to jakoś wytłumaczyć, ale wiem, że ona nie zrozumie, przekonywanie na siłe o medytacji osobom, które nie są na to przygotowane nie ma sensu, i tak czy siak w końcu musiałbym to zakończyć. Byłbym niesamowicie wdzięczny, gdybyście poradzili mi jakkolwiek jej pomóc, żeby lżej przez to przeszła, może wy mieliście taką sytuację. Dziękuję z góry za wszelkie rady czy słowa krytyki
-
- Posty: 1979
- Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Theravāda
- Lokalizacja: Manchester
Re: Medytacja a związek
Ja tylko cicho napiszę, że trochę zazdroszczę Ci tego teatrzyku. Troszeczkę. Minimalne. Prawie w ogóle, ale jednak trochę. chyba.
- miluszka
- ex Global Moderator
- Posty: 1515
- Rejestracja: śr sie 04, 2004 15:27
- Tradycja: buddyzm tybetański Kagju
- Lokalizacja: Kraków
Re: Medytacja a związek
Trochę wyluzuj. Zadaj sobie pytanie, czy chcesz być z tą dziewczyną, czy nie. Jeśli tak, bądź z nią. Praktykuj tak, żeby zachować proporcje pomiędzy praktyką a życiem codziennym. Ja mam za sobą całe lata spędzone z człowiekiem, który nie był buddystą, ale który moje przekonania i potrzeby respektował. Żałowałam, że nie dzielimy ze sobą tego, co jest dla mnie najważniejsze, ale wspieraliśmy się na co dzień , co widzę dobrze zwłaszcza teraz, kiedy już jestem sama.
Nie oczekuj też wielkich zmian - na ogół trzeba całych lat praktyki, żeby mieć jakiekolwiek rezultaty.
Nie oczekuj też wielkich zmian - na ogół trzeba całych lat praktyki, żeby mieć jakiekolwiek rezultaty.
- LordD
- Posty: 2542
- Rejestracja: czw sie 31, 2006 09:12
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Karma Kamtsang
- Lokalizacja: Olsztyn
- Kontakt:
Re: Medytacja a związek
Nie widzę sprzeczności między miłością do kobiety a praktyką Dharmy. Jeśli pragniesz jakiejś duchowej sterylizacji to chyba nie jest z tobą dobrze - no może z wyjątkiem sytuacji kiedy czujesz, że droga mnicha będzie dla ciebie właściwą drogą. Poza tym jest wiele pięknych historii o wielkich mistrzach, którzy mieli rodziny, kochali swoje kobiety i dzięki temu osiągali owoc praktyki. Zbadaj dobrze czy twoje duchowe aspiracje nie są jakimiś egotripami.
Poza tym stary... masz kochającą oddaną kobietę... jak możesz twierdzić, że to jest tylko jakiś teatrzyk? Może tu wcale nie chodzi o praktyke... może ona ci jednak nie leży jako kobieta czy partnerka życiowa. Zbadaj to!
Poza tym stary... masz kochającą oddaną kobietę... jak możesz twierdzić, że to jest tylko jakiś teatrzyk? Może tu wcale nie chodzi o praktyke... może ona ci jednak nie leży jako kobieta czy partnerka życiowa. Zbadaj to!
-
- Senior User
- Posty: 3168
- Rejestracja: pn paź 01, 2007 14:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Soen
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Medytacja a związek
Witaj ,wrobl pisze:Witam serdecznie,
Niestety, bo jestem w związku z dziewczyną, i zacząłem rozumieć, że to nie jest "prawdziwa" miłość, że to tak naprawdę mieszanina uczuć, pragnień ego, jeden wielki "teatrzyk". I z jednej strony czuję to "zrozumienie", i jestem wdzięczny za to, ale z drugiej strony czuję, że nie mogę już dłużej z nią być. Zacząłem jej wspominać ostatnio, że medytuję, i ostrzegała mnie, żebym tylko nie przestał jej kochać heh. Ostatnio mieliśmy jakąś rozmowę o tym, że ona mnie potrzebuje, zacząłem starać się jej wytłumaczyć, że tak naprawdę nie potrzebuje mnie jako takiego do szczęścia, że może odnaleźć to szczęście w sobie.. Że poleganie na czymś tak zmiennym jak obecność drugiej osoby prowadzi tylko do cierpienia...
wydaje mi się, że powinieneś przede wszystkim odpowiedzieć sam sobie na pytanie, czego Ty tak naprawdę chcesz, jakie są Twoje priorytety. Czy chcesz zostać sam by skoncentrować się na praktyce, czy też nie chcesz być z tą dziewczyną a chciałbys być z inną, na przykład z dziewczyną która też byłaby zainteresowana medytacją i z którą miałbyś więcej wspólnych zainteresowań? Jeśli co do tego będziesz miał klarowność, to porozmawiaj wtedy otwarcie ze swoją obecną dziewczyną mówiąc jej co jest dla Ciebie ważne, co w życiu chciałbyś robić, jakie są Twoje życiowe priorytety, że to nie jest tylko Twój chwilowy kaprys tylko rzeczy przemyślane, naprawdę dla Ciebie ważne i wtedy zobaczysz co ona na to.
Pozdrawiam
Re: Medytacja a związek
Dziękuję za rady, macie rację, że zbyt szybko i pochopnie podejmuję tak ważną decyzję. Na pewno zastanowię się jeszcze nad tym. Ale po prostu wydaje mi się, że ostateczny cel medytacji objawia się brakiem pragnień, żądz, ego, a czy nie jest tego bardzo wiele w związkach damsko-męskich? Weźmy chociażby pod uwagę właśnie problem od którego to u mnie się zaczęło, mianowicie "potrzeba", że ja jej tudzież ona mi jest potrzebna. To oznacza zależność szczęścia od drugiej osoby bewzględnie, a czy nie o to chodzi w medytacji żeby nie być zależnym od żadnej zmiennej rzeczy bo tylko wtedy uzyska się spokój?
-
- Posty: 1979
- Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Theravāda
- Lokalizacja: Manchester
Re: Medytacja a związek
Mówiłeś jej to?
A z tym spokojem i niezależnością to bym był ostrożny... naprawdę.
Można być niezależnym psychicznie, nie trzeba żyć w lesie.
Pozdrawiam
A z tym spokojem i niezależnością to bym był ostrożny... naprawdę.
Można być niezależnym psychicznie, nie trzeba żyć w lesie.
Pozdrawiam
Re: Medytacja a związek
Wiesz, wszystko zlaezy od tego gdzie szukasz w buddzymie nauczyciela - np. taki Yamaoka Tesshū (bardzo go lubie:) mial zone, dzieci i w pewnym momencie bardzo wiele kochanek, bo uwazal ze poprzez fizyczne zblizenie z kobieta jest w stanie bardziej doswiadczas stanow nieosobistych - ten brak ego, ktory wspominasz.brakiem pragnień, żądz, ego, a czy nie jest tego bardzo wiele w związkach damsko-męskich?
Jesli kogos bezinteresownie kochasz to ciezko mi znaleac jakies inne stany tak wolne od ego.
nie wiem jak ucieczka od czegos sprawi ze sie bardziej uniezaleznisz od tego? Na moja glowe sprawi ze cale zycie jak dana rzecz sie pojawi na horyzoncie bedziesz musial brac nogi za pasa czy nie o to chodzi w medytacji żeby nie być zależnym od żadnej zmiennej rzeczy
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Medytacja a związek
Witam
Kwestią też jest to, jak buduje się związek - czy opiera się on na kontroli, czy na partnerstwie.
Podałem Tobie odnośnik do określonego tematu, ponieważ uważam, że często używa się Dharmy w takich właśnie sprawach, jako wytrychu - proponuję na początek podejść do tej kwestii właśnie od tej strony. Czyli przede wszystkim przyjrzeć się sobie, tak na maxa szczerze, nie mieszając w to Dharmy.
Pozdrawiam
Dobrze - jeżeli można pytanie mam - a do czego tak konkretnie, pominąwszy seks, Ona Tobie, a Ty Jej jesteście sobie wzajem potrzebni?wrobl pisze:(...) Weźmy chociażby pod uwagę właśnie problem od którego to u mnie się zaczęło, mianowicie "potrzeba", że ja jej tudzież ona mi jest potrzebna.
Już jesteś zależny od zmiennej rzeczy, czy to się Tobie podoba, czy nie - jesteś zależnym od swego ciała, od jego stanu, jesteś skazanym na dbanie o nie, respektowanie jego potrzeb i to absolutnie bezwzględnie... mimo to, uzyskuje się spokój wewnętrzny - dlaczegóż to miałoby nie być możliwym w związku? A jeżeli się rozejrzysz, to może się okazać, że całe życie, to jedno wielkie pasmo zależności na które w większości nie mamy bezpośredniego wpływu a mimo to, daje się uzyskać spokój wewnętrzny.wrobl pisze:To oznacza zależność szczęścia od drugiej osoby bewzględnie, a czy nie o to chodzi w medytacji żeby nie być zależnym od żadnej zmiennej rzeczy bo tylko wtedy uzyska się spokój?
Kwestią też jest to, jak buduje się związek - czy opiera się on na kontroli, czy na partnerstwie.
Podałem Tobie odnośnik do określonego tematu, ponieważ uważam, że często używa się Dharmy w takich właśnie sprawach, jako wytrychu - proponuję na początek podejść do tej kwestii właśnie od tej strony. Czyli przede wszystkim przyjrzeć się sobie, tak na maxa szczerze, nie mieszając w to Dharmy.
Pozdrawiam
- stepowy jeż
- Senior User
- Posty: 1852
- Rejestracja: pn paź 23, 2006 18:58
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Dzogczen, Zen
Re: Medytacja a związek
Ostatecznym celem medytacji nie jest brak żądz, bo inaczej dążylibyśmy do stanu kamienia.wrobl pisze:Dziękuję za rady, macie rację, że zbyt szybko i pochopnie podejmuję tak ważną decyzję. Na pewno zastanowię się jeszcze nad tym. Ale po prostu wydaje mi się, że ostateczny cel medytacji objawia się brakiem pragnień, żądz
Żądze często wykorzystuje się w pewnych praktykach.
Tak samo celem medytacji nie jest brak myśli.
pzdr
- Ryu
- ex Global Moderator
- Posty: 1940
- Rejestracja: sob kwie 05, 2008 23:04
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Theravāda
- Lokalizacja: Zgierz
Re: Medytacja a związek
Cześć
Nie wiem czemu w kimś kto zastanawia się nad jakimkolwiek sensem wiązania się z drugim czlowiekiem z buddyjskiej perspektywy nagle ktoś widzi to samo co w ludziach zaslaniajacych się Dharmą przy organizowaniu sobie otwartych/poligamicznych związków.
Zastanów się na spokojnie, przemyśl co na obecną chwilę będzie najlepszym rozwiązaniem dla CIebie i jeżeli postanowisz żyć dalej jak teraz to dobrze, a jak postanowisz się z nikim nie wiązać i żyć w celibacie to też dobrze. A jeżeli mogę coś doradzić to przede wszystkim postaraj się zachować szczerość wobec partnerki (to tak dla pewności, żebyś nie wyszedl wlaśnie na taiego chlopaka zen)
No i jeżeli wybierzesz tę drugą opcję to nikt Cie nie będzie zmuszal do trzymania się tego jak jakichś wiecznych ślubowań. Spróbujesz, sprawdzisz i jak uznasz, że to jednak nie to, to po prostu zrezygnujesz.
Z tym puszczaniem pragnień trzeba jednak uważać na jedną z czychających pulapek.
[quote="Ajahn Sumedho ,,Cztery Szlachetne Prawdy""]
Pozwolić rzeczom powstawać
Zanim nauczysz się pozwalać rzeczom odejść, musisz w pełni świadomie
zaakceptować ich istnienie. Podczas medytacji umiejętnie
pozwalamy podświadomym tendencjom przejść do świadomości.
Uświadamiamy sobie wszystkie żale, lęki, bóle, stłumienia i gniew.
Mamy tendencje, by trzymać się szlachetnych ideałów, więc możemy
bardzo się rozczarować, gdy zobaczymy, że nie jesteśmy tak
dobrzy, jak powinniśmy, albo że jesteśmy bardziej gniewni niż myśleliśmy.
Dlatego powstaje pragnienie pozbycia się złych rzeczy
49
i to pragnienie ma w sobie coś właściwego. Chęć pozbycia się złych
myśli, gniewu czy zazdrości wydaje się być słuszna, ponieważ dobry
człowiek „nie powinien być taki”. Tak właśnie tworzymy w nas
samych poczucie winy.
Gdy się nad tym zastanawiamy, uświadamiamy sobie pragnienie
bycia idealnym oraz chęć wyzbycia się złych rzeczy. Dzięki
uświadomieniu sobie tego, możemy to puścić — więc zamiast stawać
się idealną osobą, puszczasz pragnienie stania się nią. Wtedy
pozostanie jedynie czysty umysł. Nie trzeba stawać się doskonałym
człowiekiem, gdyż czysty umysł to taki, w którym doskonali ludzie
pojawiają się i znikają.[/quote]
pozdrawiam,
Ryu
Nie wiem czemu w kimś kto zastanawia się nad jakimkolwiek sensem wiązania się z drugim czlowiekiem z buddyjskiej perspektywy nagle ktoś widzi to samo co w ludziach zaslaniajacych się Dharmą przy organizowaniu sobie otwartych/poligamicznych związków.
Zastanów się na spokojnie, przemyśl co na obecną chwilę będzie najlepszym rozwiązaniem dla CIebie i jeżeli postanowisz żyć dalej jak teraz to dobrze, a jak postanowisz się z nikim nie wiązać i żyć w celibacie to też dobrze. A jeżeli mogę coś doradzić to przede wszystkim postaraj się zachować szczerość wobec partnerki (to tak dla pewności, żebyś nie wyszedl wlaśnie na taiego chlopaka zen)
No i jeżeli wybierzesz tę drugą opcję to nikt Cie nie będzie zmuszal do trzymania się tego jak jakichś wiecznych ślubowań. Spróbujesz, sprawdzisz i jak uznasz, że to jednak nie to, to po prostu zrezygnujesz.
Nie wiem co to dokladnie są ,,rządze," ale o pragnieniach, o których wrobl pisal w tym samym zdaniu Budda mówil tak: ,,Oto, mnisi, jest Szlachetna Prawda o Wygaśnięciu Cierpienia. To całkowite zaniknięcie i ustanie, wyrzeczenie się, zaniechanie, wyzwolenie, puszczenie pragnienia."stepowy jeż pisze:Ostatecznym celem medytacji nie jest brak żądz
Z tym puszczaniem pragnień trzeba jednak uważać na jedną z czychających pulapek.
[quote="Ajahn Sumedho ,,Cztery Szlachetne Prawdy""]
Pozwolić rzeczom powstawać
Zanim nauczysz się pozwalać rzeczom odejść, musisz w pełni świadomie
zaakceptować ich istnienie. Podczas medytacji umiejętnie
pozwalamy podświadomym tendencjom przejść do świadomości.
Uświadamiamy sobie wszystkie żale, lęki, bóle, stłumienia i gniew.
Mamy tendencje, by trzymać się szlachetnych ideałów, więc możemy
bardzo się rozczarować, gdy zobaczymy, że nie jesteśmy tak
dobrzy, jak powinniśmy, albo że jesteśmy bardziej gniewni niż myśleliśmy.
Dlatego powstaje pragnienie pozbycia się złych rzeczy
49
i to pragnienie ma w sobie coś właściwego. Chęć pozbycia się złych
myśli, gniewu czy zazdrości wydaje się być słuszna, ponieważ dobry
człowiek „nie powinien być taki”. Tak właśnie tworzymy w nas
samych poczucie winy.
Gdy się nad tym zastanawiamy, uświadamiamy sobie pragnienie
bycia idealnym oraz chęć wyzbycia się złych rzeczy. Dzięki
uświadomieniu sobie tego, możemy to puścić — więc zamiast stawać
się idealną osobą, puszczasz pragnienie stania się nią. Wtedy
pozostanie jedynie czysty umysł. Nie trzeba stawać się doskonałym
człowiekiem, gdyż czysty umysł to taki, w którym doskonali ludzie
pojawiają się i znikają.[/quote]
Czyli mogę być zależny na przyklad od regularnych dawek heroiny, bo już jestem od czegoś innego zależny, tak?kunzang pisze:Już jesteś zależny od zmiennej rzeczy, czy to się Tobie podoba, czy nie - jesteś zależnym od swego ciała, od jego stanu, jesteś skazanym na dbanie o nie, respektowanie jego potrzeb i to absolutnie bezwzględnie... mimo to, uzyskuje się spokój wewnętrzny - dlaczegóż to miałoby nie być możliwym w związku? A jeżeli się rozejrzysz, to może się okazać, że całe życie, to jedno wielkie pasmo zależności na które w większości nie mamy bezpośredniego wpływu a mimo to, daje się uzyskać spokój wewnętrzny.
pozdrawiam,
Ryu
- kunzang
- Admin
- Posty: 12729
- Rejestracja: pt lis 14, 2003 18:21
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: yungdrung bon
- Lokalizacja: zantyr
Re: Medytacja a związek
Witam
Pozdrawiam
Nie ktoś, tylko kunzang i nie poligamię tylko lęk przed bliskością, przed odpowiedzialnością, itd... (-: Jak dla mnie, to właśnie o to chodzi w ''chłopcach zen'', a nie o poligamię - tak to rozumiem.Ryuu pisze:Nie wiem czemu w kimś kto zastanawia się nad jakimkolwiek sensem wiązania się z drugim czlowiekiem z buddyjskiej perspektywy nagle ktoś widzi to samo co w ludziach zaslaniajacych się Dharmą przy organizowaniu sobie otwartych/poligamicznych związków.
Nie (-: Uproszczę bardzo - nie przejmowałbym się na zapas owym ''uzależnieniem od siebie'' w związku... nie bał się go... są straszniejsze uzależnienia, jak choćby wymieniona przez Ciebie heroina.Ryuu pisze:Czyli mogę być zależny na przyklad od regularnych dawek heroiny, bo już jestem od czegoś innego zależny, tak?
Pozdrawiam
-
- Posty: 428
- Rejestracja: śr lis 08, 2006 22:48
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: dzogczen
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Re: Medytacja a związek
A propo teatrzyka:wrobl pisze:Witam serdecznie,
Praktykuję medytację już od jakiegoś czasu, i niestety powoli zaczynam dostrzegać wszelkie przejawy egoizmu, pragnień itd... Niestety, bo jestem w związku z dziewczyną, i zacząłem rozumieć, że to nie jest "prawdziwa" miłość, że to tak naprawdę mieszanina uczuć, pragnień ego, jeden wielki "teatrzyk".
"Myśli, wrażenia, emocje, łzy są jak krajobraz przesuwający się za oknami samochodu. Patrz uważnie, ale nie angażuj się w to, co widzisz. Bądź bezstronnym obserwatorem, bądź jak lustro. Pozwól wszystkiemu pojawiać się i znikać, niczego nie tłumiąc, ani do niczego się nie przywiązując. To tylko bańki!
To samo dotyczy wyobraźni. Dogen Zenji, twórca japońskiego Zen Soto, nigdy nie mówił: "Odrzuć wyobraźnię". My jednak ją odrzucamy: "Nie powinienem puszczać wodzy fantazji!" A cóż w niej złego? Po prostu przyglądaj się jej.
Podobnie ze złudzeniami: "Jeśli chcę osiągnąć oświecenie, to nie mogę ulegać złudzeniom". Czyż nie jest to kolejne upodobanie? Oświecenie cenimy wyżej niż złudzenie! A cóż w nim szczególnego? Wcale nie jest takie wspaniałe - być może łudzenie się jest dużo zabawniejsze! Mój nauczyciel, Maezumi Roshi, zawsze mówił: "Wolę się łudzić!" Teraz rozumiem dlaczego: to naprawdę znacznie zabawniejsze!
Akceptując swoje złudzenia stajesz się z nimi Jednością; znika rozdwojenie i konflikt. Pragniesz oświecenia, bo sądzisz, że tkwisz w głębokim złudzeniu. Ale w złudzeniu tkwi tylko ten, kto tak sądzi! Pragnąc oświecenia jesteś więc głupcem, który tkwi w złudzeniu. Łudzisz się myśląc: "Och, ci wszyscy wielcy ludzie, ci głęboko oświeceni mistrzowie, oni są tacy wspaniali, ale ja, ja jestem nikim, jestem głupcem".
Wybierz złudzenie - to łatwiejsze! Bądź gotów się łudzić - więcej, zrób następny krok - chciej się łudzić! Zrób wszystko, co możesz, aby się łudzić! Wierzcie mi, to bardzo łatwe, nie wymaga wielkiego wysiłku. Wybierając złudzenie, natychmiast stajesz się oświeconym - to pewne! W naszej praktyce niczego nie wybieramy. Jest złudzenie - w porządku! Jest oświecenie - też w porządku! W końcu zarówno złudzenie jak i oświecenie to tylko pojęcia. Nie ma złudzenia i nie ma oświecenia. Tego, kto całkowicie to zrozumie, nazywamy "oświeconym".
Dennis Genpo Merzel - Oko nigdy nie śpi (tłum.Andrzej Getsugen Krajewski)
- GreenTea
- ex Global Moderator
- Posty: 4530
- Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Vajrayana
Re: Medytacja a związek
Cześć, dorzucę kilka słów od siebie. Tylko pozornie nie będzie tutaj niczego w kontekście "medytacja a związek". Jeśli medytujesz, to znaczy, że rozumiesz, że punktem wyjścia do wszelkich zmian jest to, co daje się odnaleźć w sobie, nie w innych.wrobl pisze:natomiast koszmarem jest dla mnie, i wylałem od wczoraj już wiele łez z tego powodu, że ona teraz tyle przeze mnie cierpi i jeszcze przecierpi... Czuje się jak totalny cham, ale nie o mnie tu chodzi, ja sobie z tym poradzę, natomiast to, że ona tak będzie cierpieć doprowadza mnie do szaleństwa...
Mam takie wrażenie, że wybiegasz za bardzo w przyszłość, o której i tak nie wiesz z całą pewnością, w jaki sposób się wydarzy. Zajęłabym się bardziej, na Twoim miejscu, tym, co jest teraz i nie tyle tym, co w Twojej dziewczynie jest, ile w Tobie. Spostrzegasz swoją dziewczynę w taki szczególny sposób, że nie poradzi sobie bez Ciebie (lub bez medytacji), że nie znajdzie sposobu na własne cierpienie. A przecież z tego, że w Twojej obecności na tę właśnie chwilę zachowuje się dramatycznie wcale nie da się wywieść prostego wniosku o jej nieporadności wobec cierpienia w ogóle, a tym bardziej nieporadności za miesiąc, rok czy lat kilka. Ciekawa jestem, co w Tobie decyduje o takim właśnie widzeniu swojej dziewczyny, o klasyfikowaniu jej zachowań w taki sposób, że w rezultacie wychodzi na to, że według Ciebie „ona tak będzie cierpieć”, a Ty w związku z tym zostaniesz „doprowadzony do szaleństwa”? Ba, nawet nie zostaniesz, a już jesteś „doprowadzony” przez samo wyobrażenie tego jej cierpienia w przyszłości…
Klasyfikacja zachowań Twojej dziewczyny prowadzi również do tego, że „czujesz się jak totalny cham”. Mógłbyś na przykład te zachowania sklasyfikować jakoś inaczej i „nie czuć się jak cham”? Albo nie czuć się „doprowadzony do szaleństwa”? Czy wierzysz w to, że jeśli spróbowałbyś sklasyfikować zachowania swojej dziewczyny w inny sposób, niż robisz to teraz, mógłbyś jej pomóc dużo skuteczniej?
Pozdrawiam, gt
-
- Posty: 1979
- Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Theravāda
- Lokalizacja: Manchester
Re: Medytacja a związek
O to to. Słuchaj GreenTea, dobrze mówi. Skłonność do medytacji nie może być moim zdaniem 'reakcją na coś'. Czytałeś pewnie artykuł który podesłał Kunzang, tam są mądre rzeczy. Warto myślę przeanalizować na chłodno czy po prostu realizujesz się ładnie, czy ładnie sobie rośniesz jak drzewko, czy nie masz skoliozy, czy też odbijasz się od sytuacji jak piłka. Medytacja myślę powinna być naturalna i wynikać z dobrych fundamentów; z serca, z mózgu i innych takich. Chociaż innych może nie. Przepraszam, ale mam trochę gorączkę, irytująco zaburza mi to element mowy trochę. Chodzi mi o prostą sprawę czy wiesz co robisz, czemu robisz. Aha jeszcze coś, jeżeli to dziewczę jest jednostką wybitnie nielogiczną i irytującą to masz doskonałą okazję do praktyki i do poszerzenia wiedzy - co cię w niej irytuje etc. Które elementy działają na Ciebie irytująco i dlaczego.
-
- Posty: 66
- Rejestracja: śr kwie 14, 2010 22:25
- Tradycja: zen
Re: Medytacja a związek
Zastanowiłbym się na takim postrzeganiem 'ostatecznego celu medytacji'. Bardzo poważnie bym się zastanowił.wrobl pisze:Dziękuję za rady, macie rację, że zbyt szybko i pochopnie podejmuję tak ważną decyzję. Na pewno zastanowię się jeszcze nad tym. Ale po prostu wydaje mi się, że ostateczny cel medytacji objawia się brakiem pragnień, żądz, ego,
Rzuciłbym okiem na odwrotną stronę medalu: zazen uświadamia nam jak bardzo nasze emocje są zależne od wciąż zmieniających się okoliczności otoczenia.a czy nie jest tego bardzo wiele w związkach damsko-męskich? Weźmy chociażby pod uwagę właśnie problem od którego to u mnie się zaczęło, mianowicie "potrzeba", że ja jej tudzież ona mi jest potrzebna. To oznacza zależność szczęścia od drugiej osoby bewzględnie, a czy nie o to chodzi w medytacji żeby nie być zależnym od żadnej zmiennej rzeczy bo tylko wtedy uzyska się spokój?
Ciekawe są też ideały jakie sobie tworzymy wokół rzeczy, z którymi mamy problem.
Jeśli możesz to spróbuj 'odbić' tę sytuację od swego nauczyciela - zobaczysz co wróci.
I na koniec :
"Jeśli jestem spragniony, marzę o wodzie.
Jeśli zmarzłem, marzę o skórzanym odzieniu.
Marzenie o sypialni jest moją naturą."
Ikkyu
Poguglaj sobie Ikkyu
Slawek
-
- Posty: 1979
- Rejestracja: sob gru 06, 2008 04:30
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Theravāda
- Lokalizacja: Manchester
Re: Medytacja a związek
Witam
Czuje, że w tej malignie zapomniałem jeszcze o czymś napisać, a co wydaje mi się bardzo ważne. Jeżeli wiesz, jeżeli jesteś w 100% przekonany, że nie będziesz w stanie uszczęśliwić tej osoby, to może rzeczywiście lepiej nie kontynuować tego związku. To też warto przemyśleć. Samemu.
Pozdrawiam
Czuje, że w tej malignie zapomniałem jeszcze o czymś napisać, a co wydaje mi się bardzo ważne. Jeżeli wiesz, jeżeli jesteś w 100% przekonany, że nie będziesz w stanie uszczęśliwić tej osoby, to może rzeczywiście lepiej nie kontynuować tego związku. To też warto przemyśleć. Samemu.
Pozdrawiam