Te i inne liczne pytania prowokuje lektura eseju Roberta Sharfa pt."The Rhetoric of Experience and the Study of Religion". Oto fragment:
„W równej mierze, zachodnie ujęcia „azjatyckiej duchowości” wywodzą się z pism niestrudzonego propagatora buddyzmu zen, D.T. Suzukiego (1870-1966). Według Suzukiego, doświadczenie religijne nie jest jedynie centralną cechą zen, lecz stanowi zen w całości. W swoich licznych pracach, Suzuki wdrożył pojęcie tego, że zen wystrzega się wszystkich doktryn, wszystkich instytucji i w rezultacie, w ostatecznej analizie, że wcale nie jest religią. Zen jest samym czystym doświadczeniem, doświadczalną esencją kryjącą się za wszystkimi autentycznymi religijnymi naukami. Oczywiście, zen związany jest z poszczególnymi klasztorami, formami kultu, piśmiennictwem i sztuką, lecz wszystkie one są jedynie „palcami wskazującymi na księżyc”. Księżyc to nic innego, jak niezapośredniczone doświadczenie absolutu, w którym dualizm podmiotu i przedmiotu, obserwującego i obserwowanego, zostaje przekroczony. Ten pogląd o zen stał się tak bardzo popularny, że wielu waha się cokolwiek powiedzieć o zen, ponieważ obawia się, że zostanie posądzona o niedostateczną znajomość tematu”. (str. 273)
Pozdrawiam +
PS. Wytrwały czytelnik dowie się skąd tytuł tego wątku
![żart ;)](./images/smilies/msn-wink.gif)