Uważam, ze to w jaki sposób Irene oraz komentujący to Graeber odczytali sens uczenia ludzi medytacji przez korporację jest bardzo trafny. Analizując to a la Bourdieu, powiedziałbym, ze wywodząca się z buddyzmu medytacja po wyjęciu jej z kontekstu po pierwsze weszła do języka klas dominujących a po drugie używana jest do zagonienia ludzi do kieratu ("zaakceptuj swoją sytuację, przecież wszystko jest puste").Irene pracowała na przykład dla kilku dużych banków inwestycyjnych w „onboardingu”, czyli przy monitorowaniu, czy klienci banku (w tym wypadku rozmaite fundusze hedgingowe i fundusze private equity) działają zgodnie z regulacjami rządowymi. Teoretycznie należało poddać ocenie każdą transakcję, jaką bank wykonywał. Proces był w sposób oczywisty nieuczciwy, ponieważ prawdziwą robotę outsource’owano do podejrzanych oddziałów na Bermudach, Mauritiusie czy na Kajmanach („gdzie łapówki są tanie”) i bez wyjątku stwierdzano, że wszystko gra. Niemniej, jako że stuprocentowy wskaźnik zgodności raczej by nie przeszedł, trzeba było wznieść skomplikowaną fasadę, dzięki której wydawało się, że czasami wychwytywane są nieprawidłowości. Zatem Irene raportowała, że zewnętrzni eksperci zaaprobowali transakcję, a następnie dokumenty przekazane przez Irene sprawdzała jakaś Kontrola Jakości, która doszukiwała się w nich literówek i innych drobnych błędów. Następnie łączna liczba „braków” w każdym dziale szła do zespołu ewaluacji metrycznej, gdzie wprowadzano ją w tabelę, tak by wszyscy zainteresowani mogli spędzać wiele godzin w tygodniu na spotkaniach, na których wykłócali się o to, czy dany „brak” jest prawdziwy.
Wszystko to miało przypuszczalnie przypomnieć pracownicy, że jeżeli zredukować życie do czystej fizyczności, to fakt, że niektóre abstrakcje są bardziej „prawdziwe” od innych i że niektóre zajęcia biurowe wydają się służyć celom prawym i moralnym, a nawet gospodarczym, podczas gdy inne nie, nie ma aż takiego znaczenia. To tak, jak gdyby najpierw ktoś zabronił wam twierdzić, że bierzecie udział w pustym rytuale, a następnie zmuszał was do chodzenia na seminaria, podczas których wynajęci guru mówią wam: „Ostatecznie czyż wszystko, co robimy, nie jest pustym rytuałem?”.IRENE pisze: Jeszcze bardziej dobijające od analiz metrycznych były te bezlitosne, protekcjonalne seminaria z „elastyczności” i „uważności”. Nie, nie pracujemy krócej. Nie, nie zapłacimy wam więcej. Ale możecie siedzieć na seminarium, na którym bank opowie wam, jak bardzo ceni elastyczność.
Seminaria z uważności były jeszcze gorsze. Próbowali zredukować niezgłębione piękno i porażający smutek ludzkiego doświadczenia do czystej fizyczności oddychania, jedzenia i wypróżniania. Oddychaj uważnie. Jedz uważnie. Sraj uważnie, a odniesiesz sukces w biznesie.
Medytacja jako przemoc symboliczna
- iwanxxx
- Admin
- Posty: 5373
- Rejestracja: pn lis 17, 2003 13:41
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Buddhadharma
- Lokalizacja: Toruń
Medytacja jako przemoc symboliczna
Czytam sobie ostatnio świetną książkę Davida Graebera o fenomenie prac bez sensu ("bullshit jobs"), czyli o zjawisku nadmuchania gospodarki bezużytecznymi posadami, które nie służą niczemu i o nich wyniszczającym wpływie na ludzi. Pojawia się w niej parę razy motyw Mindfulnessu
Re: Medytacja jako przemoc symboliczna
Cześć,Książkę zamierzam przeczytać, bo wydaje sie naprawdę wartościowa. W temacie mindfulness czy buddyzmu nie jestem zbyt długo, ale nigdy nie spojrzałam na to z tej strony „ zagonienia ludzi do kieratu ”, czy nie wydaje ci się że wielu ludzi robi to sobie samym,nie biorąc odpowiedzialność za własne życie?
- Uinibred
- Posty: 34
- Rejestracja: czw sie 23, 2018 04:28
- Płeć: mężczyzna
- Tradycja: Wydaje mi się, że Therawada
Re: Medytacja jako przemoc symboliczna
Kłaniam się.
Bardzo ciekawy temat.
Ciekawi mnie jedna kwestia. Skoro jak napisałeś szkolenie z uwaznosci miało doprowadzić do "zaakceptuj swoją sytuację, przecież wszystko jest puste". To czy szkolony nie dojdzie w końcu do wniosku, że to jego praca jest pusta, bez sensu? Wtedy korporacja odniosłaby skutek odwrotny do zamierzonego.
W każdym razie ja raczej widziałbym zapewnianie takich szkoleń przez pracodawcę jako chęć poprawy efektywności pracownika niż stosowanie wyrafinowanej formy przemocy. Jak rozumiem w teorii szkolenie Mindfulness miało zwiększyć zadowolenie z życia pracownika tak więc obie strony miałyby korzyść zadowolony pracownik chętniej i wydajnie pracuje, pracodawca ma z niego większy zysk.
Swoją drogą myślę, że ponad 90% wykonywanych przez ludzi prac jest totalnie bez sensu.
Bardzo ciekawy temat.
Ciekawi mnie jedna kwestia. Skoro jak napisałeś szkolenie z uwaznosci miało doprowadzić do "zaakceptuj swoją sytuację, przecież wszystko jest puste". To czy szkolony nie dojdzie w końcu do wniosku, że to jego praca jest pusta, bez sensu? Wtedy korporacja odniosłaby skutek odwrotny do zamierzonego.
W każdym razie ja raczej widziałbym zapewnianie takich szkoleń przez pracodawcę jako chęć poprawy efektywności pracownika niż stosowanie wyrafinowanej formy przemocy. Jak rozumiem w teorii szkolenie Mindfulness miało zwiększyć zadowolenie z życia pracownika tak więc obie strony miałyby korzyść zadowolony pracownik chętniej i wydajnie pracuje, pracodawca ma z niego większy zysk.
Swoją drogą myślę, że ponad 90% wykonywanych przez ludzi prac jest totalnie bez sensu.
Powyższe to tylko moje wypociny. Nie traktuj tego jako coś pewnego.
- GreenTea
- ex Global Moderator
- Posty: 4530
- Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Vajrayana
Re: Medytacja jako przemoc symboliczna
Warto dodać, że ów kierat w przypadku Irene polegał m.in. na pomijaniu milczeniem tego, co mogło rzeczywiście pozostawać w niezgodzie z regulacjami rządowymi. Bezsens tej pracy oparty był na nieuczciwości, a to nieco inny rodzaj bezsensu niż ten w przypadku dyskusji nad tabelą zespołu ewaluacji. Kojarzenie medytacji z nieuczciwością pozostaje chyba najmocniejszym argumentem, przemawiającym za włączeniem w system przemocy metody wyjętej z buddyjskiego kontekstu. Kontekst ten bowiem kłamstwo dla własnej korzyści i chciwość klasyfikuje jako tzw. niewłaściwe czyny, choć nie jestem pewna, czy w tym przypadku nie mogłoby wchodzić w grę także skryte współuczestnictwo w kradzieży, gdy pieniądze pochodzą z ewidentnych przestępstw natury etycznej (celowo odniosłam się do etyki, bo z tymi regulacjami rządowymi różnie bywa).
Zatem, wyjęcie medytacji z kontekstu buddyjskiego oznacza nie tylko redukcję tej części teorii buddyjskiej, która odnosi się ściśle do technik medytacyjnych, również redukcję wiedzy o nieetycznych działaniach i konieczności praktykowania paramit. Warto to wyartykułować, bo nie wszyscy mają świadomość, że buddyzm nie składa się wyłącznie z medytacji, "rytuałów" i teorii typu "karma", "reinkarnacja" czy "oświecenie". To przede wszystkim tzw. wyzwalające działania (paramity).
Odniesie skutek odwrotny tylko wtedy, gdy szkolony sytuacji nie zaakceptuje i odejdzie z pracy, albo spowoduje w niej zmianę. To drugie raczej nie w chodzi w grę, bo pracowników, którym z różnych powodów bardzo zależy w danym momencie, by niczego nie zmieniać, jest zawsze na tyle dużo, że wsparcie grupowe okazuje się zwykle niemożliwe, a w pojedynkę trudno jest cokolwiek zmienić nawet najbardziej potrzebnej i merytorycznej osobie. Więc prędzej odejdzie, lub "zaakceptuje".Uinibred pisze: ↑ndz cze 28, 2020 06:16Skoro jak napisałeś szkolenie z uwaznosci miało doprowadzić do "zaakceptuj swoją sytuację, przecież wszystko jest puste". To czy szkolony nie dojdzie w końcu do wniosku, że to jego praca jest pusta, bez sensu? Wtedy korporacja odniosłaby skutek odwrotny do zamierzonego.
Pozdrawiam, gt
- GreenTea
- ex Global Moderator
- Posty: 4530
- Rejestracja: czw mar 19, 2009 22:04
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Vajrayana
Re: Medytacja jako przemoc symboliczna
Jeszcze raz ja, bo ciekawy wpis na blogu znalazłam, odnosi się do wyjęcia z kontekstu samej praktyki Mindfulness:
R. Purser nazywa wyjętą ze swojego szerokiego kontekstu praktykę Mindfulness duchowością typu "głowa w piasek": Pozornie transformująca praktyka, która używa języka transformacji, w istocie podtrzymuje wygodny status quo. I tu jeszcze zacytuję nieco wcześniejszy fragment tej wypowiedzi wyżej:
Jest też sporo o sprywatyzowaniu stresu i indywidualizacji cierpienia (Wmówiono nam, (...) że "wina" za przeżywanie stresu leży po naszej stronie -jednostek (...) [jest to] sytuacja, w której ja jako jednostka wybieram niejako swoje położenia, a pominięte zostają społeczne warunki, z których moje doświadczenie się wyłania). W tym momencie następuje nawiązanie do buddyzmu i moim zdaniem, bardzo celne wyartykułowanie zasadniczej różnicy:
Cały wpis, będący głównie refleksją po przeczytaniu książki Ronalda Pursera McMindfulness: How Mindfulness Became the New Capitalist Spirituality, dogłębnie analizujący kwestię wykorzystania Mindulness w korporacjach, nosi tytuł "Mindfulness w ogniu twórczej krytyki" i można go poprzez Google znaleźć na blogu jednej z nauczycielek MBSR.
Pozdrawiam, gt
Mindfulness to nie jest tylko (...) obserwacja wrażeń w ciele i uspakajanie się w momencie, kiedy dopada nas stres. Uważność spleciona jest z wglądem w rzeczywistość i ostatecznie wiąże się z dokonywaniem etycznych wyborów. Dlatego oksymoronem jest uważny (mindful) snajper, albo zatruwająca ziemię fabryka plastikowych torebek, której przewodzą uważni liderzy, albo mindful korporacja, która zysk stawia ponad odpowiedzialne społecznie działanie. Taka wybiórczość tutaj nie jest możliwa. Neoliberalne mindfulness - jak nazywa je Purser - jest wypaczeniem źródłowej praktyki. [Ronald Purser w książce "McMindfulness"]
R. Purser nazywa wyjętą ze swojego szerokiego kontekstu praktykę Mindfulness duchowością typu "głowa w piasek": Pozornie transformująca praktyka, która używa języka transformacji, w istocie podtrzymuje wygodny status quo. I tu jeszcze zacytuję nieco wcześniejszy fragment tej wypowiedzi wyżej:
Zgrzyt powstaje wtedy, gdy okazuje się, że mindfulness jest cynicznie wykorzystywane jako narzędzie poprawy wizerunku, albo zadbania o zestresowanego pracownika, żeby osiągać większe zyski, bez brania odpowiedzialności za swoje działania i wpływ na otoczenie. Mindfulness jest wówczas narzędziem do doskonalenia wewnętrznego (wzmacnianiem ego) firmy, a nie narzędziem głębokiej transformacji w postrzeganiu siebie i świata. To jest wielkie nieporozumienie - pisze Purser - a mówiąc wprost - ignorancja oznaczająca niewiedzę i niechęć do budowania mądrości, która nierozerwalnie związana jest z medytacją mindfulness.
Jest też sporo o sprywatyzowaniu stresu i indywidualizacji cierpienia (Wmówiono nam, (...) że "wina" za przeżywanie stresu leży po naszej stronie -jednostek (...) [jest to] sytuacja, w której ja jako jednostka wybieram niejako swoje położenia, a pominięte zostają społeczne warunki, z których moje doświadczenie się wyłania). W tym momencie następuje nawiązanie do buddyzmu i moim zdaniem, bardzo celne wyartykułowanie zasadniczej różnicy:
To, co jednak istotne, to fakt, że indywidualizacja zjawiska stresu/cierpienia nie jest cechą charakterystyczną wyłącznie dla świeckiego mindfulness i jego zastosowania w kontekście radzenia sobie ze stresem (MBSR). Centralna nauka Buddy opierała się przecież na badaniu sposobów, w jaki ja jako jednostka jestem twórczynią/twórcą swojej osobistej sytuacji: doświadczanego cierpienia. Tyle tylko, że jak pisze D. Loy, trzy trucizny, które mają wkład w pogłębiającą się sytuację cierpienia ludzkiego, czyli: pożądanie/chciwość, awersja/gniew i niewiedza/złudzenie, zostały współcześnie zinstytucjonalizowane, jak pisze D. Loy. Moja wewnętrzna praca nie wystarczy. Potrzebujemy również zmiany systemowej.
Cały wpis, będący głównie refleksją po przeczytaniu książki Ronalda Pursera McMindfulness: How Mindfulness Became the New Capitalist Spirituality, dogłębnie analizujący kwestię wykorzystania Mindulness w korporacjach, nosi tytuł "Mindfulness w ogniu twórczej krytyki" i można go poprzez Google znaleźć na blogu jednej z nauczycielek MBSR.
Pozdrawiam, gt
- nataliablanka
- Posty: 404
- Rejestracja: ndz kwie 17, 2022 16:50
- Płeć: kobieta
- Tradycja: Bon
Re: Medytacja jako przemoc symboliczna
To jest bardzo ciekawy element układanki. Cała struktura korporacyjna opiera się na szybkich doszkalaniach (ekspert ds.), rywalizacji i dążeniu do maksymalnego zysku. Jeśli wyjąć z biur element wymuszanej kreatywności, awansu i rozwoju, okazałoby się, że w sumie robi się po prostu papierkową robotę.Pożądanie/chciwość, awersja/gniew i niewiedza/złudzenie, zostały współcześnie zinstytucjonalizowane