jw pisze:stworzenie pisze:Osobiście widzę potrzebę istnienia i nauczycieli, którzy docierają z naukami do wielu, i takich, którzy mają garstkę uczniów, ale przekazują im najwyższe nauki.
Jakie to są "najwyższe nauki? Czy możesz je wymienić?
Nie mogę.
Użyłam tego określenia ogólnie dla nauk, które są w stanie praktykować zaawansowani uczniowie, czyli takich którym ktoś początkujący nie mógłby podołać ze względu na np. brak stabilizacji w praktyce, początkowy brak zdolności rozpoznania naturalnego stanu i przebywania w nim, zbyt silne zaciemnienia i tym podobne. Jeżeli nie podoba Ci się określenie "najwyższe" nie mam nic przeciwko, żeby to słowo zastąpić "dla zaawansowanych" (tylko wtedy pewnie będziesz chciał się dowiedzieć, kto to jest ten zaawansowany
), albo jakimkolwiek innym określeniem, które jesteś w stanie zaakceptować, a które by oddawało to, co wyjaśniłam powyżej.
O, mam przykład: thogal. Bez uprzedniego praktykowania tregczod trudno praktykować thogal. Bez uprzedniego praktykowania szine trudno praktykować tregczod. Niektóre praktyki wymagają poprzedzenia ich innymi. Czasami efekty osiąga się po wielu latach. Czasami po wielu wcieleniach. Czasami wymaga to zabierania swojemu mistrzowi czasu, który mógłby przeznaczyć na upowszechnianiu prostszych praktyk na szeroką skalę. Im ściślejsza współpraca między nauczycielem a uczniem, tym więcej uczeń może osiągnąć, ale tym mniej czasu ma dla innych nauczyciel. Ale gdyby nie było mistrzów, którzy są skłonni poświęcać czas na dawanie tych "zaawansowanych" praktyk "zaawansowanym" uczniom, te nauki by zniknęły. I wszyscy by utknęli na poziomie początkującym.
Nie chodzi mi o dzielenie nauk na gorsze i lepsze, tylko o wskazanie, że owoc niektórych praktyk jest bardzo trudno osiągnąć i nie każdy ma takie możliwości w jednym życiu. Większość z nas coś praktykuje, ale zapewne większości z nas nie uda się w tym życiu np. zrealizowanie tęczowego ciała. Ale dopóki są nauczyciele, którzy są w stanie przekazywać nauki na takim poziomie i dopóki są uczniowie zdolni te nauki urzeczywistnić, nie mamy się czym martwić, bo przekaz żyje i ma się dobrze. Więc jest szansa, że jeżeli przejdziemy kolejne bardo i ockniemy się znowu w kolejnym ludzkim życiu, to nauczyciele wciąż będą i nauki prowadzące do oświecenia też będą. I może się zdarzyć, że w którymś wcieleniu to my będziemy tymi, którzy zawitają do "4 ścian" mistrza żyjącego gdzieś na końcu świata, zabierając mu wiele lat na nauczanie nas. A ktoś na jakimś forum wtedy napisze, że co to za mistrz, że przyjął tylko garstkę uczniów i tylko im/głównie im poświęca czas, zamiast nauczać na całym świecie czegoś prostszego, co mogliby praktykować wszyscy a nie tylko jakieś cuda, które może praktykować garstka. Tylko że z tych uczniów przynajmniej część kiedyś też stanie się nauczycielami i będą dalej prowadzić innych, tak jak ich kiedyś prowadził ich mistrz. I tak do ostatniej nieoświeconej "owieczki".
Mam nadzieję, że teraz jest jasnym, co miałam na myśli.